Niecodzienna codzienność

Tina Oziewicz, O wiadukcie kolejowym, który chciał zostać mostem nad rzeką i inne bajki. Zilustrowane przez Bognę Pniewską. Wydawnictwo Dwie Siostry. Warszawa 2007.

Tina Oziewicz, O wiadukcie kolejowym, który chciał zostać mostem nad rzeką i inne bajki. Opracowanie graficzne: Marta Ignerska . Wydawnictwo Dwie Siostry. Warszawa 2014

Żeby widzieć, trzeba nauczyć się patrzeć. Wtedy jest szansa na to, że tzw. szara codzienność przestanie być bezbarwna, monotonna i nieciekawa. Okaże się, że można wydobyć z niej romantyczne marzenie, zabawną przygodę, zachwycający szczegół, coś niebanalnego, choć niewielkiego, ale godnego zadumy, refleksji lub choćby – zatrzymania się w pędzie.

Większość dzieci lubi bajki, w których bohaterami są rzeczy wzięte z ich otoczenia. Wiedział o tym i E.T.A. Hoffman, i Andersen, i Rodari. Wie o tym każda mama i każdy (no, prawie każdy) tata. Dobrze, gdy mają na tyle dużo wyobraźni, cierpliwości i… siły, by – po znojnym dniu – opowiedzieć maluchowi wymyśloną na poczekaniu historyjkę na zamówienie. Tina Oziewicz, autorka z Wrocławia (z wykształcenia filozof i anglistka), doświadczyła (jak wiele mamuś i spora grupa tatusiów) presji dziecka, domagającego się właśnie takich opowieści. Przyznaje zresztą, że tematy opowiadań podpowiedziała jej córka, mała Milena. W książce znajdujemy osiem historii, można je nazwać baśniami, których bohaterami są: kolejowy wiadukt, dwie łyżeczki (jedna plastikowa, druga metalowa), prysznic, makaron, żabka, liść kasztanowca, muchomor i ziarnko piasku. Mamy więc elementy świata cywilizacji i świata natury. Budują one – na pozór zwykły – krajobraz  codzienności. Jednak w każdej historii, oprócz obecnego tam wdzięku i humoru, obecna jest myśl, którą dziecko odczyta lub nie… Może nie uda się uchwycić myśli po pierwszym czytaniu, ale jest spora szansa, że owo pierwsze czytanie nie będzie czytaniem ostatnim, bo baśnie Tiny Oziewicz  są nie tylko ciekawe (sporo się tu dzieje), ale mają w sobie czar, który prawdopodobnie sprawi, że będzie się chciało do nich powracać, odnajdując coraz to nowe elementy, stawiając coraz to nowe pytania, zamyślając się coraz głębiej. Tematem wszystkich baśni jest właściwie tęsknota za czymś bardzo ważnym, ale niezupełnie określonym. Wiaduktu nie satysfakcjonuje obcowanie z pociągami i rzeką samochodów, wyrusza więc (jak to w baśniach bywa) na poszukiwanie prawdziwej rzeki, która może być jego spełnioną miłością, gdy staje się czysty (w sensie dosłownym, ale i – symbolicznym). Dwie łyżeczki tęsknią za utraconą bliskością,  przyjaźnią i użytecznością. Na szczątkach przeszłości budują nową przyjaźń i z nadzieją wyruszają razem ku przygodzie. Rozczulająca historia łazienkowego prysznica jest z kolei pełna tęsknoty za życiem, w jego biologicznym, zmysłowym sensie. Ziarnko piasku (inne niż jego niefrasobliwi rówieśnicy) tęskni za wiedzą, gnębi je tajemnica pochodzenia, odczuwa prawdziwie egzystencjalny ból – nie wie, kto jest jego mamą, skąd się wzięło. Odpowiedzi i rady udziela mu, co dziwne, lecz logiczne, jego młodszy brat – kamień, przedstawiający się jako kamień filozoficzny. Ziarnko piasku rusza w drogę i odnajduje szczęście…

Baśnie Tiny Oziewicz pozwalają dziecku uważnie przyjrzeć się światu codzienności, w którym jednakże wiele spraw czeka jeszcze na odkrycie (na przykład wartość muchomora, sądzącego dotąd, że jest najgorszym, bo niejadalnym,  grzybem w lesie). To świat, gdzie, dzięki sile słowa i wyobraźni ujawniającej się od czasu do czasu, towarzyszącej czytelnikowi, lecz nie narzucającej się z pouczeniami narratorki (…nikt ich nigdy nie widział. Nikt poza mną.), możliwe są niezwykłe spełnienia i przemiany (miłość żabki i kameleona, daleka podróż liścia, gdy staje się stary i wyschnięty). To świat codzienny, ale wcale nie szary, czy monotonny – przeciwnie: ciekawy, różnorodny, wart wzruszenia, marzenia i zastanowienia.

Baśnie Tiny Oziewicz zyskały na urodzie dzięki świetnie współgrającej z treścią prześlicznej, stonowanej kolorystycznie a zarazem bogatej w pomysły szacie graficznej autorstwa Bogny Pniewskiej. Są to ilustracje pełne subtelności, delikatnego humoru i, inspirujących pracę wyobraźni, niedopowiedzeń.

W 2014 roku, siedem lat po pierwszym wydaniu, to samo wydawnictwo (czyli Dwie Siostry) zdecydowało się wznowić bajki (ściślej – baśnie) Tiny Oziewicz w nowej szacie graficznej. Tym razem autorką ilustracji i opracowania graficznego jest utytułowana, wielokrotnie nagradzana ilustratorka – Marta Ignerska. Od razu zwraca uwagę format książki. To duży, zamaszysty zeszyt, w którym obok tekstu (jakby nagle zmalał) królują duże, zamaszyste ilustracje. To właśnie one wysuwają się na plan pierwszy, zaczynają rządzić całością. Są atrakcyjne wizualnie! Rozpędzone. Ciekawe. Tyle, że za bardzo się rozpychają… Bajki Tiny Oziewicz mogłyby istnieć nawet bez ilustracji (tak jest, gdy mamy do czynienia z dobrą literaturą, a tu właśnie taki przypadek zachodzi). Ilustracje nie muszą tu książce pomagać. Gdy dodają zbyt wiele, gdy jest w nich mnóstwo treści samych w sobie  rodzi się swoisty szum informacyjny… Nie wiadomo, na czym skupić uwagę (zwłaszcza, gdy ma się te pięć – sześć lat). Chyba nie jest dobrze, gdy ilustracje tak zdecydowanie dominują nad przekazem literackim, mającym wybitnie refleksyjną naturę. Odrywają bowiem umysł czytelnika od myślenia. No a jednak myślimy w języku. No a myślenie ma  kolosalną przyszłość

                                                                                                          Hanna Diduszko

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.