A PAMIĘTACIE, jak koń wielbił Rycha wylizując mu pięty a potem położył się i zasnął ?

 

 

      Jednym z ulubionych mazurskich miejsc jest tzw. Półwysep Koński. Tej nazwy nie ma na mapach, ale od lat nazywamy tak zakątek na Jeziorze Nidzkim, gdzie pasa się koń. Od zawsze. W pobliżu nie widać żadnego gospodarstwa. Koń musi tu przychodzić ze sporej odległości. To zapewne wielbiciel pięknych widoków. Zupełnie jak my.

        Może dlatego tak lubimy to miejsce i tego konia… Choć nie można wykluczyć, że koń się co parę lat zmienia. Zresztą, hm,  kto to wie… Zawsze, podczas podchodzenia do brzegu owego Półwyspu Końskiego, wypatruje się, jeszcze z wody, czy już jest widoczny, czy gdzieś się może ukrył. Bo że jest – to wiadome. Musi być w życiu coś pewnego, choćby na przykład to, że na Półwyspie Końskim jest koń. My lubimy konia, ale on nie zawsze lubił nas. Pewnego razu ugryzł małego Kostka w ramię. Innym razem brutalnie potraktował Andrzejka, który – jako właściciel rancza i paru koni – chciał się tylko troszkę na nim przejechać. Koń zrzucił go bezpardonowo z grzbietu i Andrzej, dość poturbowany, musiał szukać pocieszenia i odpowiedniej maści u swej niezawodnej Misi.

        Pewnego wieczora siedzieliśmy przy ognisku, wyjadaliśmy z wielkiego gara bób uwarzony przed chwilą na krzywym ruszcie i patrzyliśmy na konia, który stał nieopodal i jakby trochę kiwał się na boki, chyba z powodu senności. Koń trochę się kiwał a trochę obserwował Ryśka. A Rysiek, jak to on, kręcił się przy ognisku, kroił chleb, swym wspaniałym, żeglarskim scyzorykiem nacinał dzieciom kiełbaski, żeby można je było lepiej upiec na patykach, strugał kije tym, którzy ich akurat nie mieli. Koń patrzył i najwyraźniej swoje wiedział. W końcu podszedł do Ryśka i zaczął go adorować. Gdy Rysiek klękał na murawie, by podnieść jakiś przedmiot, koń szedł za nim. Gdy Rysiek siadał, koń natychmiast zaczynał kręcić się koło niego. Jakoś tak. Niby nic. Chciał być blisko. Potem patrzył tęsknie i… lizał pięty. Potem znowu się jakby kiwał. Chyba z senności. Nawet po koniu widać, kiedy bardzo, ale to bardzo chce mu się spać.

        Mając takiego towarzysza przy ognisku, siłą rzeczy zaczęliśmy zastanawiać się, jak to jest ze spaniem, kiedy się jest koniem. Padła teza, że konie śpią na stojąco. Konie kładą się tylko wtedy, gdy są chore. One nie lubią spać w pozycji leżącej. One zamykają oczy i tak sobie śpią. To jest taka ciekawostka, dzieci. Konie śpią na stojąco.

             Wtedy koń jeszcze raz polizał pięty Ryśka, no a potem wygodnie ułożył się na trawie i słodko sobie zasnął. Pochrapywał. Nawet melodyjnie. Prawie tak jak Andrzejek.

 

 

2 odpowiedzi na “A PAMIĘTACIE, jak koń wielbił Rycha wylizując mu pięty a potem położył się i zasnął ?”

  1. Haniu, lubię czytać wszystko, co wrzucasz do szufladek i szuflad. Życzę Ci, żeby w 2018 roku zapełniały się one samymi pięknymi i ciekawymi tematami. A wierzę, że tak będzie.
    Fascynujących podróży, wielkich i małych zachwytów, radości na co dzień i wciąż jeszcze marzeń do spełnienia.
    Czekam na kolejne wpisy.

    1. Cieszę się, że zawartość szufladek jest dla Ciebie ciekawa. Dziękuję za życzenia – te dotyczące szufladek i pozostałe… Marzenia wciąż jeszcze są…
      Kolejne wpisy będą.
      Uściski noworoczne!

Skomentuj Hanna Di Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.