Szczeliny pamięci

 

 

Pamięć to wędrowiec. Przemierza przestrzeń, tyle, że nie – dalszą lub bliższą…  Gościńcem wędrującej trochę bez celu pamięci jest czas.

                Pamięć-wędrowiec żywi się tym lub owym. Niekiedy miewa ochotę na frykasy. Zatrzymuje się wtedy na dłużej. Patrzy uważnie. Dostrzega najmniejszy szczegół. Cieszy się każdym, niezauważonym przez innych, drgnieniem liścia, kolorem – tym wyblakłym i tym, co wciąż nie stracił swej intensywności. Każda fałda spódnicy, dźwięk – dzing, dzang –  łyżeczki uderzającej o brzeg filiżanki, by strącić parę zbędnych kropel, smak porannej bawarki, kożuszek cukru na kaszy mannie, błysk światła odbitego w lustrze jest powodem do radosnego przystanku. Staje się schronieniem dla wędrowca, odpoczynkiem i satysfakcją.

           Czasem wędrująca pamięć pomyka żwawo i wcale jej nie w głowie, by zatrzymywać się przy jakichś nieważnych fałdach spódnicy (choćby ta spódnica należała do najważniejszej na świecie osoby). Nie zatrzymuje się przy zabytkach, wąsatych mężczyznach, udekorowanych wielkimi biustami damach, starych i młodych ludziach, którzy są Bardzo Ważni i Zasłużeni. Pomija ich zupełnie. Nie obchodzą jej budowle (ale czasem jednak – obchodzą; jednak w tej chwili narrator zajmuje się akurat tym innym przypadkiem), wysokie góry, morze ze spienionymi bałwanami. Nie zatrzymuje się więc (zwłaszcza na morzu i jego bałwanach, bo to byłoby wysoce niebezpieczne) i gna na łeb na szyję, na wyprzódki. Byle dalej.

             Od czego? – zapytasz, dociekliwy Czytelniku. A może zapytasz – do czego? Zresztą, mówiąc prawdę, wszystko jedno, jak będzie brzmiało Twoje pytanie (o ile w ogóle, znużony monotonią tekstu, pofatygujesz się, by je zadać). Bo nie wiadomo dokładnie (albo i wcale) od czego i do czego biegnie wędrowiec. Przypomnij sobie, Czytelniku, że zostało odgórnie ustalone, że pamięć to wędrowiec.

               Pamięć zaś – skoro już się porusza –  ma to do siebie, że biegnie. Inaczej jej nie przystoi. Biegnie i biegnie.

          W tym nieustającym biegu tworzy własny świat. To świat, w którym niezwykle istotne są szczeliny. Jest ich nieskończenie wiele. Są nieuniknione (tak to już jest w świecie pamięci). Wsącza się przez nie zdziwienie.  Wypełza ból. Wzlatuje gdzieś pod niebo nieokiełznany zachwyt. Przebłyskuje czułość. Świecą własnym blaskiem. Rozpoznanie ich wszystkich może stać się też Twoim, Czytelniku, udziałem (jeśli wykażesz się samozaparciem i krztą ciekawości, masz szansę współuczestnictwa w wędrówce). Zanurzasz się w nich, ale nie pogrążasz. Zawsze możesz wesprzeć się o krawędź szczeliny, by po chwili wydostać się na powierzchnię i podążyć dalej w niewiadomym, pełnym tajemnic i zagadek kierunku.

 

Photo by Jeremy Bishop

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.