Hej, duszo!

Stanęłam jak wryta. Przede mną powiewało coś mglistego. Zmieniało kształt – wydłużało się, olbrzymiało, to znów robiło się króciutkie i małe. Nie miałam pojęcia, co to… Patrzyłam. Co było robić? W końcu zdecydowałam, by zmierzyć się z tym Czymś. Nabrałam powietrza w płuca i energicznie zadałam Pytanie.

– Hej, duszo! Słyszysz mnie? Masz może ochotę na spacer?

Taki początek jest pewnie nazbyt pretensjonalny. Ale co tam. Zaryzykuję. A Ty, Szanowny Czytelniku, skoro już zacząłeś czytać ten tekst, może – z rozpędu, bo tak się przecież często postępuje – będziesz czytać dalej. A nuż się przytrafi coś, na czym warto skupić oko, a może i umysł? Pomyślisz? Albo i nie pomyślisz… Kto cię tam wie. W każdym razie pierwsze zdanie zostało napisane. A teraz to już ja będę się dalej zastanawiać a Ty, Czytelniku, masz się ograniczyć do spożywania owoców mojej pisarskiej pracy, w sensie – trudu. Czy aby owoce będą słodkie? Nie mam pojęcia i – prawdę mówiąc – specjalnie mnie to nie obchodzi. Taki po prostu ustanawiam podział obowiązków. Ktoś musi. Mam zamiar się wypowiedzieć. Koniec. Kropka. Będę obrzydliwie egocentryczna. I stanowcza. Stanowczość jest jedną z moich zalet (może niezbyt licznych, ale za to istotnych). Tobie pozostaje czytać, odbierać. Tyle. Na tym na razie skończmy (rozważania o interpretacji może jeszcze nastąpią, ale to nie jest wcale takie pewne). Teraz – wróćmy do rzeczy. A zatem dusza wybiera się na spacer. Czyja dusza? (takie pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi). Ano dusza moja. Kim jestem? To drugie pytanie jest co najmniej tak samo ważne jak pierwsze. No niech będzie – jestem narratorem. Ale czy to się naprawdę zdarzyło (już słyszę te pytania na licznych spotkaniach autorskich, które będzie organizować żądny zysku i sławy Wydawca). Nie żyję, bo narrator to konstrukcja literacka. Skoro nie żyję, czy to oznacza, że jestem kimś/czymś martwym? Tak. Jestem konstrukcją. Czy jestem martwą konstrukcją i czy zatem martwa konstrukcja może mieć duszę? – zapytasz, spryciarzu (albo i nie zapytasz, skąd mam to wiedzieć już teraz). I tu mnie zagoniłeś w tak zwany kozi róg… OK. Zostawmy to. Dusza wyrwała się (z konstrukcji martwej, czy też trochę martwej; czy można być martwym trochę?…). Dusza leci gdzieś. Leci (a może lepiej i piękniej powiedzieć, że dusza szybuje?).  Do Przeszłości. A ona – Przeszłość (pisana oczywiście przez duże P) trwa gdzieś i teraz. Kryje się pod skórą, w głębi oczu, w labiryntach małżowin usznych. Nie chce ze mnie wyjść. No i zdarzył się paradoks (zupełnie jak w życiu a nie w tekście, tak zwanym – literackim). Coś, co się oddala (czyli wyrywa dokądś), pozostaje jednocześnie na miejscu. Nazwijmy to coś pamięcią.

Jedna odpowiedź do “Hej, duszo!”

  1. To trochę jak moje wspomnienia – schody z metalową listwą, spiżarka, w której obok słoików, kamiennych garnków, wianuszków grzybów leży kopiowy ołówek. Służy mojej Mamie do sprawdzania czy miód, który przyniósł Ojciec jest podrabiany, czy prawdziwy. Mama wkłada dobrze zaostrzony ołówek do kropli miodu – jeżeli farbuje, miód jest fałszowany, jeżeli nie – prawdziwy. Nigdy tego sama nie sprawdziłam i nie sprawdzę. Niech tak zostanie. Na strychu znajduję słonia uszytego ze starego swetra, a na belce wydrapany napis w obcym języku. I tak to wszystko trwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.