Samotność dziecka i intelektualna zabawa słowami

Susin Nielsen, Łowca słów. Przekład Iwona Żółtowska. Akapit Press. (Łódź 2015).

      W książce Łowca słów młodej autorki kanadyjskiej Susin Nielsen (napisała dotąd cztery książki dla nastolatków i dwie książki dla dzieci młodszych) trudno określić główny temat. Jeśli ktoś powie, że jest nim samotność ponadprzeciętnie inteligentnego dziecka, będzie miał rację. Ale jeśli ktoś inny uzna, że głównym tematem jest język, to rację będzie miał i on.

      Pisarka opowiedziała historię siódmoklasisty, alergika, ofiary klasowej przemocy, synka nadopiekuńczej mamy, specjalisty od poszukiwania, a kiedy trzeba od wymyślania nowych słów. Opowiedziała historię Ambrożego Bukowskiego – łowcy słów, mistrza gry w scrabble – i uczyniła to brawurowo, przykuwając uwagę czytelnika od pierwszego zdania (Dzień, w którym omal nie umarłem, był pogodny, a niebo błękitne.). Zrobiła to tak, jak powinno być w literaturze. Zwłaszcza w literaturze dla młodych. Nie odłoży się wówczas książki. Nawet wtedy, gdy wcale nie ma w niej obrazków.

         Ambroży, którego omal nie zabili koledzy, próbuje ignorować głupotę i bezwzględność świata. Widzi swoją wyjątkowość. Jest naznaczony śmiercią. Nie tylko dlatego, że z powodu alergii na fistaszki przeszedł przez doświadczenie śmierci klinicznej. Ojciec chłopca zmarł nagle a on urodził się już po tym zdarzeniu i otrzymał jego imię. Tęsknota za ojcem, jego dojmujący brak zostają wyrażone w przejmująco prosty sposób. Pisarka ujmuje tę tęsknotę w zdaniu, które aż boli: Włożyłem obszerne swetrzysko, które dawniej nosił tata. Porusza prawda psychologiczna tego zdania. Ktoś, kto cierpi, szuka niemożliwego kontaktu z ukochaną osobą poprzez przedmioty do niej należące.

          Stany emocjonalne chłopca są przedstawiane w sposób oszczędny. Bohater – narrator nie zwykł rozczulać się nad sobą. Ta powściągliwość porusza najbardziej… Ambroży dziwi się też znaczeniu imienia odziedziczonego po tacie. Wie, że grecki przymiotnik ambratos, od którego pochodzi imię Ambroży znaczy nieśmiertelny, boski. Uważa, że to sprzeczność, bo przecież ojciec nie żyje… Jest oczytanym, młodym intelektualistą (ukochana mama to specjalistka od literatury angielskiej), język jest dla niego źródłem refleksji. Jednak bycie intelektualistą nie ułatwia mu kontaktu z rówieśnikami, szuka zatem swojego miejsca wśród dorosłych. Znajduje wsparcie – z jednej strony u znacznie starszych członków klubu scrabblistów, z drugiej – u byłego przestępcy, syna greckich właścicieli domu, od których mama wynajmuje mieszkanie (czekając na kolejną, wcale niewymarzoną przeprowadzkę).

       Ponieważ narratorem powieści jest jej główny bohater – mistrz scrabble`a, nie dziwi, że poszczególne rozdziały zaczynają się swoistą rozsypanką liter, z której – po poszukiwaniach i poprzez próby powstają tytuły kolejnych rozdziałów. W pierwszym rozdziale – czytelnik widzi najpierw rozsypankę LAEAGRI, potem powstające z niej możliwe słowa (alga, era, aria, raga, gar, gale, irga, agar, igra, realia, regalia), wreszcie tytuł rozdziału, który brzmi: ALERGIA. To jest zabawa intelektualna. To prawda. Jednak ten iście barokowy koncept, którym bardzo zręcznie posługuje się autorka (brawa również dla tłumaczki – Iwony Żółtowskiej!) niesie w sobie coś więcej niż tylko rozrywkę umysłową w typie krzyżówek. Niesie możliwość (uzasadnioną!) pogłębionej interpretacji.

      To nie tylko historia samotnego chłopaka, przezwyciężającego w końcu skutecznie trudności i jego mamy, której się nie układa życie aż do momentu, kiedy się to szczęśliwie zmienia… Ambroży jest coraz doskonalszym scrabblistą.  Prowadzenie nieustannej gry z językiem ułatwia mu samodoskonalenie się, samopoznanie, a także uzyskiwanie dystansu do zdarzeń i ludzi. Coraz więcej widzi i rozumie (na przykład, że były przestępca, mimo groźnego wyglądu, jest życzliwym, pełnym zrozumienia człowiekiem). Język, o czym tak łatwo się zapomina, to nie tylko narzędzie komunikacji, niekiedy wielce ułomne, ale olbrzymi potencjał, z którego można czerpać. Historia wyławiania słów z chaosu to historia dojrzewania, przemieniania siebie i własnego życia. To tworzenie sensu z bezsensu.

       Niewykluczone, że bardziej zaznajomiony z literaturą czytelnik (zapewne ten nieco starszy) domyśli się, mniej więcej, zakończenia… Krytyk może zarzucić Łowcy słów pewną schematyczność (być może autorka uczestniczyła w popularnych na drugiej półkuli kursach pisania powieści…). Jednak książkę, mimo to, czyta się z przyjemnością a nieświadomy jeszcze istnienia schematów młody czytelnik będzie miał z zagłębienia się w lekturze wiele pożytków. Zauważy rozmaite problemy wokół siebie. Trochę się pośmieje. Nieraz się wzruszy. Może sięgnie po scrabble? Może rozpocznie własną przygodę z poznawaniem języka? Może zauważy, że język ma w sobie wiele tajemnic i może być źródłem rozmaitych zadziwień?

Hanna Diduszko

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.