Jak kiedyś zgubiliśmy Małego…

 

        Trudno uwierzyć! Mały niedługo idzie do przedszkola… A wydaje się, że dopiero co się urodził. Jeszcze niedawno pił mamine mleko i łaził na czworakach a teraz – proszę… Nie dość, że gada i biega, to jeszcze ciągle o coś wypytuje… W ogóle to mieliśmy z nim sto pociech. On się strasznie pilnował mamy i okropnie nie lubił zostawać bez niej a jak już się to zdarzało, to wyglądał na okropnie nieszczęśliwego i cały czas trzeba go było zabawiać, żeby nie ryczał wniebogłosy. Mojej Siostry to jeszcze trochę słuchał, ale na mnie tylko łypał tymi swoimi niebieskimi oczkami i dalej zjadał gumkę – myszkę…

            Kiedyś zdarzyło się, że rodzice poszli do osiedlowego sklepu a my (to znaczy Moja Siostra i ja) kopaliśmy piłkę na boisku, a obok stał wózek z Małym, który, chwilowo, nie ryczał z powodu braku mamy, tylko spał.

       Całkiem fajnie nam się ćwiczyło. Moja siostra stała na bramie a ja strzelałem jej gole. Parę piłek złapała, choć walnąłem naprawdę mocno. Kopanie idzie jej trochę gorzej, ale i z tym jakoś sobie daje radę. Może nie tak dobrze jak młodszy brat Pawła, ale ujdzie. Najważniejsze, żeby mi wstydu nie przynosiła. Cieszyłem się, że i Mały jest z nami. Co prawda spał, ale piłkarskie fluidy może już się na niego trochę przenoszą? Uważam, że ważnych rzeczy trzeba pilnować zawczasu! Niech się wdraża – nawet przez sen! No ale w końcu zaczął się wiercić, a rodziców jakoś nie było widać. Na szczęście nawinęła się koleżanka Mojej Siostry (widziałem, że grała z dziewczynami w zbijaka) i zaofiarowała się, że zabawi Małego. Najpierw tarmosiła wózek na prawo i lewo, potem nim trochę potrząsała, ale Mały ciągle pokrzykiwał. W końcu zaczęła jeździć wózkiem wzdłuż linii boiska i Mały ucichł, więc graliśmy  dalej. Przyszło paru chłopaków i dołączyli się do nas a Moja Siostra wyglądała na strasznie zadowoloną, że bierze udział w prawdziwej piłce a nie w jakimś beznadziejnym zbijaku. W pewnym momencie usłyszeliśmy głos taty:

– Hej, gdzie jest wózek?

– Jaki wózek?

– No jak to jaki??? Nasz!

Zdębieliśmy. Wózek zniknął, Mały zniknął. Wszyscy ruszyliśmy na drugą stronę bloku. Chłopaki z boiska – razem z nami.

– Która to dziewczynka zabrała wózek z Małym? Monika? – widziałem jak mama próbuje zachować spokój, ale głos trząsł się jej okropnie.

–  Nnnie… Taka, no, taka… – Mojej Siostrze zaplątał się język. Pewnie na całkiem spory supełek.

–  Gdzie mieszka? – tatuś przeszedł do konkretów.

–  Nie wiem…

–   A ty? – zwrócił się do mnie.

–  No, nnnie wiem. Raz widziałem, że gra z dziewczynami w zbijaka. Musi mieszkać na naszym osiedlu. Taka trochę gruba. Ma psa. Chyba…

– Była z tym psem?! – mama zbladła jeszcze bardziej.

– Nnie… Nie wiem…

            Łaziliśmy dookoła bloku dosyć bezładnie. Krzyknąłem do chłopaków, żeby pobiegli na plac zabaw. Moja Siostra się rozpłakała. Polecieliśmy na drugi plac zabaw a rodzice wrócili w stronę boiska. Wózka z Małym ani śladu. Trwało to wszystko stanowczo za długo (co prawda nikt z nas nie kontrolował czasu, bo nie używamy zegarków; mama nosi swój tylko w szkole, a gdy wraca, zaraz go zdejmuje i kładzie na półeczce w kuchni). Po prostu – w nieskończoność. Moja Siostra ciągle płakała. Ja też czułem się strasznie głupio. W końcu jestem starszy i nie powinienem pozwolić, żeby jakaś dziewczynka (w dodatku okazało się, że tak naprawdę wcale jej nie znaliśmy a Moja Siostra nawet nie bardzo sobie przypominała, czy to jest ta sama, która – jak mi się wydawało – grała w zbijaka…) latała nie wiadomo gdzie z wózkiem, w którym jest Nasz Brat. W końcu poszliśmy do naszej dozorczyni. Nie bardzo za nią przepadam, ale ona wszystkich zna.

– A taka gruuuuba? Pies? Nie… Ona wcale nie ma psa. Tylko tacy znajomi do nich z psem przychodzą i ona go wtedy bierze na spacer. Jeździ z waszym wózkiem? I Małego tam zostawiliście? No – coś takiego! Widziałam, że jeździ, ale myślałam, że ktoś do nich przyjechał z dzieckiem… Bo tam też tacy jedni przychodzą z małym dzieckiem… No ale jesteście! A to wam rodzice spuszczą lanie! No! Idźcie zobaczyć tam pod dwójkę, koło klubiku… Bo chyba w tamtą stronę poszła. A w ogóle – to mieszka w tamtym bloku, pod czterdziestym drugim. No!

            Ruszyliśmy z Moją Siostrą galopem pod dwójkę. Uff! Pod jarzębiną stał wózek a obok siedziała ta dziewczynka i trzymała na kolanach Naszego Brata. Bawił się jej cienkim warkoczykiem i w ogóle miał dość zadowoloną minę. Próbował wyciągać z warkocza różową, lekko przybrudzoną wstążkę…

– Ej, gdzieś ty zniknęła? – warknąłem.

 – No – wcale nie zniknęłam. Siedzę tu przecież i się nie ruszam.

– Mogłaś powiedzieć, że gdzieś idziesz.

– Mogłeś się zapytać. Chciałam go uspokoić, bo przy boisku był straszny hałas. Ganiacie i wrzeszczycie przy tej piłce a takie małe dziecko lubi mieć spokój. No i się obudził a tu wrzaski jak nie wiadomo co… Tu jest cicho i słońce grzeje, i od razu się uspokoił, i soczku mu dałam z tej butelki, i się ładnie bawi, i taki słodki! Ooo…

            Moja Siostra podeszła i wzięła Małego na ręce. Ja byłem okropnie zły. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Miałem ochotę bić i kopać. Z tego wszystkiego kopnąłem z całej siły w płot. Okropnie uderzyłem się w nogę.

            Tak. Odtąd wiem, co to znaczy bolesne doświadczenie.

 

Jedna odpowiedź do “Jak kiedyś zgubiliśmy Małego…”

Skomentuj Barbar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.