Słoneczne jaskółki lecą ku słońcu

Maria Ewa Letki, Jutro znów pójdę w świat. Listy. Projekt okładki i ilustracje Aneta Krella-Moch. Wydawnictwo Literatura. Łódź 2003.

 

            Dobrze jest czasem zanurzyć się w realistycznie przedstawionym świecie prawdziwych przeżyć i wzruszeń… W świecie, w którym problemy Małego Człowieka pomaga rozwiązać Duży Człowiek (czyniąc to w dodatku bez odrobiny niemiłego wymądrzania się i moralizowania), w którym inni Mali Ludzie, choć śmieją się z siebie albo z zabaw kolegów (albo  – niekiedy –  nawet wyśmiewają…), potrafią też zdobyć się na normalne odruchy empatii.

      Dobrze jest pobyć w świecie, w którym wrażliwe dziecko oddaje wymyśloną przez siebie bajkę w depozyt zwierzątku, opowiadając mu w ten sposób o swoim świeżo nabytym wyzwoleniu ze smutku i samotności… Zwierzątko (zawierzono mu ważną opowieść) wypełnia tym samym doniosłą rolę, staje się pośrednikiem pomiędzy Małym Człowiekiem a, dotąd groźnym, światem.

       Tak właśnie się dzieje w rozbudowanym opowiadaniu Jutro znów pójdę w świat (po latach wznowionym, w roku 2003 a więc, niestety, już 16 lat temu, przez Wydawnictwo Literatura wspólnie z drugim opowiadaniem Listy).

        Krzysztof albo Krzysiek, chłopiec, który nie lubi, gdy się o nim mówi Krzyś, Krzysiulek, czy też – nie daj, Boże – wnusio, jest chłopcem niedzisiejszym (zdaniem kochającej, choć nadopiekuńczej babci), co się objawia tym, że się zamyśla i jest spokojny…

            Krzysztof wcale nie uważa tego za jakąś szczególną cechę niedzisiejszości. Próbuje być taki, jak wszyscy. Wie, co prawda, że ktoś, kto nie może chodzić (i to się nie zmieni, o czym uczciwie informują go rodzice), nie będzie też nigdy grać w piłkę albo jeździć na rowerze. To nie jest przyjemne. Oj, nie…

         Na szczęście za sprawą poznanego w parku Andrzeja, dorosłego pana, który zajmuje się chomikiem synka, bo sam nie dostał urlopu i nie mógł wyjechać z rodziną na wieś, stopniowo zaczyna rozumieć, że jednych rzeczy nie może, ale może inne… Zyskał czyjąś przychylną uwagę. Ma dorosłego przyjaciela. Kogoś, kto jest obiektywny (rodziców, a już na pewno babcię zawsze można podejrzewać o nadmiar uczuć). Ktoś, kto traktuje go jak Krzysztofa, Krzyśka (nie – Krzysiunia). Dzięki niemu zyskuje większą pewność siebie. Przełamuje nieśmiałość. Zdobywa się na niemal bohaterski gest (bierze na siebie winę za głupi żarcik klasowego rozrabiaki), który zostaje doceniony przez kolegów. Zyskuje ich sympatię i pomoc, na którą – w sposób całkiem naturalny – może odtąd liczyć.

      Maria Ewa Letki, jedna z najlepszych, według mnie, pisarek tworzących dla dzieci, zabiera swoich czytelników na wyprawę do świata realnych wzruszeń, do świata empatii, do świata, w którym element dobra zdecydowanie dominuje nad elementem zła. Nie ma tu magii. Wszystko musi się zadziać tak, jak to w życiu bywa… Naprawdę. Jest, jak w życiu,  wzruszenie, wynikające z autentyczności przejęcia się czyimś (niełatwym) losem.

       Jutro znów pójdę w świat to subtelnie przedstawione, ze zrozumieniem duszy dziecka, studium wychodzenia z samotności, to studium budowania wewnętrznej siły i życiowej dzielności.

        Opowiadanie jest prowadzone z punktu widzenia bohatera. Jednym z najmocniej oddziałujących momentów  jest opowiedziana chomikowi (a tak naprawdę – Andrzejowi, jego synkowi i światu) bajka o słonecznych jaskółkach, które, po osuszeniu skrzydeł, zdobywają siłę, by lecieć za słońcem. Narrator-bohater metaforycznie, za pomocą wymyślonej na poczekaniu baśni, informuje o swojej obecnej sytuacji i o swoim wyzwoleniu.

       Pisarka dokonała tu zabiegu niezwykłego, możliwego tylko w Literaturze przez duże L: nie mówiąc niczego wprost, nie wykorzystując metody morału, a odwołując się bardzo umiejętnie (za pomocą metaforycznej baśni) do uczuć, przekazała młodemu czytelnikowi  istotne przesłanie: ważna jest siła wewnętrzna, bardzo dużo zależy od samego człowieka, warto się zdobyć na odwagę, czasem –  na ryzyko.

        Świat dorosłych jest tutaj rozumiejący, przyjazny dziecku, które zostaje otoczone miłością i uwagą. Rodzina daje wsparcie i poczucie bezpieczeństwa. Napotkani dorośli mają w sobie empatię. Tak jak być powinno.

           Wiemy, że nie zawsze tak jest… Często jest, niestety, zupełnie inaczej. Ale dobrze jest pobyć w takim właśnie świecie. To jest moc Literatury, której zadaniem, obok innych zadań, jest również podnosić człowieka (tu Małego Człowieka) na duchu, dawać mu siłę i nadzieję.

           Autorka opowiadania debiutowała 45 lat temu (1974) zbiorem opowiadań Dzieci, tropiciele i ten wielki bałagan), a w roku 2009 otrzymała nagrodę za całokształt twórczości, przyznaną przez Polską Sekcję IBBY. Ostatnią książkę wydała w 2012 roku, w wydawnictwie Bajka.

Hanna Diduszko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.