Przypadłość młodości
mam poniekąd
za sobą
Marzenia fruwają
motylim lotem
nic nie wiedząc
jak to marzenia
jak to motyle
o swym poniekąd nieprzystojnym
blasku
Słońce też świeci
mocniej i zapada głębiej
i ręce cieplejsze i bardziej uważne
Stopom tak dobrze
dotykać
podłogi bardziej drewnianej
trawy bardziej zielonej
A na całkiem nową
nieznaną przypadłość
starości
lekiem stukot kół
i umykający krajobraz za oknem
Wsiąść do pociągu , ale nie pendolino, żeby zatrzymać krajobraz za oknem i zachwyt… O to chodzi.
Piękny wiersz. Zamyśliłam się.