Czy jest sens utrwalać?

Codzienność jako dzieło
nie jest łatwa
do złożenia
Obowiązek ładu
bywa ciężki
jak tomy
wszystkich  dzieł zebranych
napisanych i tych
co jeszcze kiełkują
w szalonych głowach
twórców
A oni
swoją codzienność
luksusowo zgniatają
w papierowe kule
i wyrzucają
na śmietnik pamięci

Czy jest sens utrwalać i czy da się w ogóle jakoś to zrobić, gdy ma się poczucie zwyczajności swego życia? Gdy nie bierze się znaczącego udziału w wielkich wydarzeniach, gdy jest się raczej postacią jedną z wielu? Jednak każdy (również i ten, kto deklaruje, że jest postacią RACZEJ jedną z wielu) ma poczucie własnej wyjątkowości, niepowtarzalności i ludzkiej jednostkowości. Nie wierzę, żeby mogło być inaczej. Utrwalanie to,  mniej lub bardziej naiwne, poszukiwanie jakiejś formy nieśmiertelności. Dobrze o nią zadbać jak o ludzi, których się kocha, jak o miejsca, do których się tęskni. Zatem – trochę kreacji, trochę pomieszania materii, budowanie napięcia. No i jeszcze rytm i melodia zdania. Jaka ma być ostatecznie ta stworzona własną ręką i umysłem forma nieśmiertelności? Wybór należy do twórcy. Niech więc pozostanie z założenia fragmentaryczna,  różnorodna, może nawet bałaganiarska. Tu opowiadania (całkowicie lub prawie całkowicie oparte na wydarzeniach z życia wziętych), tam zapiski z pamiętnika (takie – robione na bieżąco); tu wiersze, gdzie zamieszkują sobie myśli i uczucia niewyrażalne w innej postaci, tam notatki adresowane do różnych ludzi; tu fragmenty rozważań inspirowane jakimś wykonywanym akurat zadaniem. Można by taką formę niemal w nieskończoność poszerzać i rozbudowywać, dołączając przypomniane sobie  zdarzenia i wygrzebując z kolejnych szuflad i plików rozmaite, przemienione kiedyś w słowo, fragmenty życia. Można z tych zamienionych w słowo okruchów budować na nowo całość, która – nie będąc prostą opowieścią – da jednak jakieś przybliżone wyobrażenie o tym, jacy jesteśmy. Powstaje konstrukcja, dzieło, którego materią jest codzienność – rozmaita: banalna, męcząca, wzruszająca nieporadnością, czasem połyskująca jakąś ważną myślą.

Taka jest moja codzienność, którą traktuję jako dzieło… Piszę codzienność na różne sposoby. Czy warto się nią zajmować? Tak. To jest moje życie. Coś, co na pewno mam jako jedyna osoba. Nikt oprócz mnie mojego życia nie posiada, więc warto się nim zajmować – utrwalać, porządkować, rozmontowywać i znowu składać, nadając sens i spójność tym zapamiętanym fragmentom, wygrzebanym teraz z szuflad, szufladek i plików. Codzienność (jako dzieło) rozpisana na nierównej długości rozdziały, które składają się na życie jednej niespecjalnie ważnej osoby skonstruowana dla siebie, osób bliskich a także wszystkich tych, którzy zechcą przeczytać i (może) zobaczyć tu jakieś podobieństwo do własnych losów, myśli czy przeżyć, własnego podejścia do rzeczywistości. Może znajdą tu odrobinę światła, które pozwoli zobaczyć wyraźniej i w sposób bardziej przejrzysty niektóre własne i cudze sprawy – te ważne i te jak najzwyczajniejsze.

3 odpowiedzi na “Czy jest sens utrwalać?”

  1. To, czego nie zdążyłam dodać, a co mi się niezwykle podoba, to bardzo osobiste traktowanie każdego tematu.
    Haniu, utrwalaj codzienność po swojemu, pięknie i mądrze, bo to, co robisz jest również DZIEŁEM.

    1. Chciałabym, żeby utrwalanie codzienności udawało się jak najlepiej. To jest wyzwanie, ale – jak jest dobrze odbierane – to również satysfakcja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.