Na boisku (z cyklu „Opowieści Najstarszej Pociechy”)

 

 

 

              Przy naszej szkole zbudowali porządne boisko. Było z tym sporo zamieszania. Jakieś konkursy, projekty, składki. Nie wiem, co jeszcze…

      Ale wreszcie można grać w piłkę. No i w ogóle  trochę się poruszać, bo jest wolne miejsce a nie tylko tak – między blokami (ostatnio tata z mamą poszli tam grać w badmintona i zabrali ze sobą Kota, ale on się tak bał, że cały czas siedział na ławce, schowany w rękawie tatowej kurtki i wyszedł dopiero w domu…).

              Po lekcjach chodzę tam z Marcinem i z Pawłem, z Wojtkiem i z Łukaszem, którzy przyprowadzają  kumpli ze swoich bloków (bo oni mieszkają trochę dalej). Czasami zabieram  Młodszą Siostrę, jak się bardzo napiera, a Paweł i Wojtek – swoich młodszych braci. To towarzystwo nie bardzo za nami nadąża, ale gania z boku we własnym tempie i czasem nawet trafia w swoją piłkę. Trochę przeszkadzają, ale można wytrzymać.

               No ale dotąd trzeba było uważać, bo od czasu do czasu przyłazili tzw. duzi, czyli chłopaki starsze od nas o parę lat. Byli zdania, że im przeszkadzamy w porządnej  grze. W zależności od humorów, pozwalali nam stanąć na obronie albo łaskawie dopuszczali  do  podawania piłek z autu, ale jak byli czymś porządnie wkurzeni (a to zdarzało się najczęściej), to nas wyrzucali. Można było wtedy nieźle  oberwać, jeśli się ich człowiek od razu nie posłuchał.

           To, oczywiście, nie jest ok, ale oni byli silniejsi, mogli w końcu człowiekowi dokopać a nam pozostała tylko ucieczka albo skarżenie, na co nikt się przecież nie zdecyduje. Wobec tego próbowaliśmy ich prosić i przekonywać. Czasem wrzeszczeliśmy na nich i im wymyślaliśmy, ale wtedy jeszcze bardziej się wkurzali.

        Najgorszy był Stary. Chodził w takiej szarej bluzie z kapturem. Okropnie klął, gdy się nie dawaliśmy od razu wyrzucić i prosiliśmy albo  wrzeszczeliśmy. Jeszcze w życiu nie słyszałem takich wyrazów! Raz nasza dozorczyni nakrzyczała na Starego, bo zaczął popychać brata Pawła. Wymyślała mu, ile wlezie, ale on nic sobie z tego nie robił, tylko się śmiał. Potem wypchnął Małego w krzaki a Pawłowi dał kopniaka.

          Raz graliśmy w piłę, dość spokojnie, bo akurat dużych wcale nie było widać na horyzoncie, gdy nagle – jak spod ziemi  –  wyrósł przed nami Stary.  Spojrzał spod tego idiotycznego kaptura i wycedził przez zęby niegłośno, ale wyraźnie: SPADAĆ.

            Grało nam się naprawdę fajnie a do zaplanowanego końca meczu zostało jeszcze najwyżej dziesięć minut; następnego dnia dwóch z nas miało klasówki, więc i tak nie mogliśmy siedzieć na boisku przez całe popołudnie.

          Podszedłem do Starego  i chciałem mu to powiedzieć i poprosić, żeby poczekał te 10 – 15 minut, ale zanim w ogóle zdążyłem się odezwać, leżałem na ziemi. Stary przyłożył mi (i to mocno), nie czekając na żadne pokrętne, jego zdaniem, tłumaczenia i prośby.

             Zbierałem się z pewnym trudem z boiska, gdy wtem zobaczyłem kątem oka mojego tatusia, który sunął w naszym kierunku jak czołg. Coś mu chyba  bulgotało w gardle.

          O kurczę! – pomyślałem. Tatuś spojrzał na mnie uważnie, a gdy zobaczył, że się już otrzepałem i idę do swoich o własnych siłach, zaczął zmierzać w kierunku Starego.

          A on, nie wiadomo dlaczego, stał jak przymurowany. Trochę nerwowo naciągnął kaptur i patrzył w kierunku taty tak, jakby nigdy przedtem nie widział żadnego dorosłego faceta.

          Ale będzie! – pomyślałem. Tata dalej sunął – jak czołg. Bulgotanie w tatusiowym gardle chyba i dla Starego stawało się teraz coraz lepiej słyszalne.

        Zaczął przestępować z nogi na nogę i ni co raz poprawiać kaptur. W końcu tatuś stanął tuż przy nim i wyciągnął rękę.

                 Stary zdębiał. Patrzył chwilę a potem podał tatusiowi rękę (bo co miał zrobić). Oddalili się o kilkanaście metrów. Widziałem, że tatuś coś mówi do Starego a ten stoi naprzeciw patrzy na tatusia jakoś dziwnie i mu przytakuje. Na końcu znów podali sobie ręce.

       Tatuś pomachał nam wszystkim i poszedł do domu (właśnie wracał z pracy i trafił na tę piłkarską scenkę, zbliżając się do bloku).

Stary podszedł do mnie i powiedział:

– Tyyy, możecie tu sobie pograć dzisiaj jeszcze chwilę a od jutra ustalimy, kiedy kto zajmuje boisko. Dobra?

– No – jasne…

              Nigdy się nie dowiedziałem, co tatuś powiedział Staremu, ale od tego dnia Stary zawsze i mnie, i Mojej Siostrze mówił cześć a mojej mamie – dzień dobry – i przytrzymywał jej drzwi, kiedy niosła zakupy.

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.