Z książką przez lata

Fot. Anna Babula

Z Ewą Grudą rozmawia Hanna Diduszko (wywiad dla „Poradnika Bibliotekarza”)

–  Ewo, od wielu lat zajmujesz się książką dziecięcą. Byłaś redaktorką w Młodzieżowej Agencji Wydawniczej, instruktorką i recenzentką nowości w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy, wreszcie przez dwadzieścia długich lat kierowałaś działem specjalnym „Koszykowej”, jakim jest Muzeum Książki Dziecięcej – unikatowe w Polsce i jedno z nie tak znowu licznych na świecie. Jesteś rozpoznawalna i – jak wiem – szanowana i ceniona zarówno w środowisku twórców (pisarzy, ilustratorów, grafików), jak i innych ludzi związanych z książką adresowaną do młodego odbiorcy (krytyków literackich, bibliotekarzy, nauczycieli). Piszesz o książkach dla dzieci, jesteś redaktorką, organizujesz rozmaite wystawy, znakomicie znasz się też na ilustracjach i „architekturze” książki dziecięcej, tak ważnych w tej szczególnej dziedzinie. Z czego jesteś najbardziej dumna? Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?

 Nigdy nie myślałam o swojej działalności w tych kategoriach… Prawdę mówiąc, zawsze podchodziłam do pracy zadaniowo. W momencie, kiedy przejmowałam kierownictwo Muzeum Książki Dziecięcej, wiedziałam, że chcę zbudować placówkę o określonym kształcie i cały czas konsekwentnie ten zamiar realizowałam. Chciałam stworzyć forum spotkań dla ludzi, którzy zajmują się literaturą dziecięcą. Chciałam, żebyśmy w Muzeum zajmowali się promocją dobrej książki. Chciałam organizować wystawy i pisać recenzje, ponieważ jedno i drugie bardzo lubię. A w tym czasie, trzeba dodać, zaistniała potrzeba rozbudowanych działań promocyjnych. Czytaj dalej „Z książką przez lata”

Życie przekuwane w fabułę

Rozmowę z Małgorzatą Szyszko-Kondej przeprowadziła dla „Poradnika Bibliotekarza” Hanna Diduszko 

 

– Małgosiu, twoje dotychczasowe życie toczyło się pomiędzy dwoma ośrodkami – Warszawą i Białymstokiem? Skąd jesteś bardziej: z Podlasia, czy ze stolicy?

– Myślę, że pół na pół… Korzenie są ważne, a ja urodziłam się w Białymstoku, tam zdawałam maturę, stamtąd pochodzi cała moja rodzina. Ale z kolei w Warszawie skończyłam studia (polonistykę, a później Podyplomowe Dziennikarstwo na UW) i mieszkałam przez czternaście lat. To były najistotniejsze lata młodości. Ukształtowały mnie. Właśnie w tym czasie przeczytałam najważniejsze książki, obejrzałam najważniejsze filmy, spektakle, wystawy, zawarłam najcenniejsze przyjaźnie… Z powodów osobistych powróciłam do rodzinnego miasta, ale moje związki z Warszawą wciąż pozostały żywe. W Białymstoku pracowałam w dziennikach „Kurierze Podlaskim” i „Kurierze Porannym”, ale wciąż współpracowałam z pismami w stolicy, m.in – „Readers Digest”, „Zwierciadłem”, „Kobietą i Życiem”. Przede wszystkim pisałam reportaże o tematyce społecznej, obyczajowej, podróżniczej. Robiłam wywiady.

I rozpoczęłam dziennikarską przygodę z pismami dla dzieci, którą po latach wspominam jako bardzo inspirującą. Czytaj dalej „Życie przekuwane w fabułę”

Zrozumienie i siła sprawczości

Rozmowa z Marią Ewą Letki

(dla „Poradnika Bibliotekarza”)

 

W 2009 roku otrzymała pani prestiżową Nagrodę za Całokształt Twórczości przyznawaną przez Polską Sekcję IBBY najwybitniejszym pisarzom, tworzącym dla młodych czytelników. Pisze pani od 45 lat. Debiut książkowy Dzieci, tropiciele i ten wielki bałagan to rok 1974. Porusza się pani w obrębie różnych gatunków – baśni, opowiadań, powieści a nawet – słuchowisk radiowych (było ich ponad 35…).   Jest pani ceniona przez krytyków. Kiedy pada nazwisko Maria Ewa Letki,  niemal natychmiast pojawia się uwaga, że tworzone przez panią książki są świetne pod względem literackim. Ja też tak uważam. Warsztat pisarski (widoczny dla krytyka, przezroczysty – i tak jest dobrze! – dla młodego odbiorcy) ma pani opanowany perfekcyjnie. Jaka jest pani opinia na temat literackości w książce dziecięcej? Czy w ogóle możemy mówić, że autora, piszącego dla dzieci obowiązuje literackość?

Książka jest książką bez względu na to, do kogo jest kierowana i pisarza książek dla dzieci obowiązuje dbałość o jakość tekstu. Dziecko, podobnie jak dorosły, czytając książkę idzie za akcją i towarzyszy bohaterom w ich przygodach czy przeżyciach, ale również powinno wzbogacać język, kształtować wyobraźnię. Książka ma nie tylko śmieszyć, tumanić i przestraszać,  ale również rozwijać. Dorośli często sięgają po książkę właśnie ze względu na jej literackość, a dla dzieci ona jest pozornie nieistotna. Nie oznacza to jednak, że książka dla dzieci może być pozbawiona walorów literackich, one powinny do dzieci docierać mimochodem. Od jakości literackiej tekstów, z którymi mają do czynienia dzieci zależy przecież to, co będą chciały czytać jako dorośli i czy w ogóle będą czytać. Czytaj dalej „Zrozumienie i siła sprawczości”

Dużo miejsca na myślenie…

Fot. Grażyna Makara

Z Joanną Rudniańską o życiu i literaturze rozmawia Hanna Diduszko

(wywiad przeprowadzony dla „Poradnika Bibliotekarza”)

 

– Lubi pani Ursynów?

– Lubię tu mieszkać, ale nie znoszę spacerować. Wszystko jest podobne… No i te domy bez dachów…

Akcja pani książek (a wszystkie napisała pani jako mieszkanka Ursynowa) rozgrywa się czasem właśnie tu. Na przykład Piotrusia (bohaterka „Mojego taty z obcej planety”) mieszka tu z mamą.

– Tak. Na ostatnim piętrze wysokiego bloku. Tam, gdzie mieszkali moi sąsiedzi, którzy wyemigrowali do Ameryki.

W pani książkach pojawiają się również inne warszawskie miejsca – Powązki, Praga…

– No i Muranów!

Praga i Muranów w „Kotce Brygidy”. Właśnie na Muranowie spotykają się po latach dwie stare kobiety: Helena – Polka i Brygida – spolonizowana Żydówka, która zamierza (musi…) wyemigrować. Ciekawa jestem, jaki ma pani stosunek do tzw. „miejsca akcji”…

– Bardzo poważny. Do tego stopnia, że jak pisałam opowiadanie „Ruru”, o tej tragedii, która się rozegrała w Łodzi (w pewnym mieszkaniu znaleziono w szafie beczki po kiszonych ogórkach, a w nich zwłoki czworga dzieci, kilkuletnich bliźniaków i dwojga noworodków), to pojechałam tam i poszłam pod ten adres. Przeszłam się po podwórku i weszłam na klatkę schodową. Była tam stara, gięta poręcz. W opowiadaniu opisałam właśnie tę poręcz. Czytaj dalej „Dużo miejsca na myślenie…”

Opowieść o (prawie) Spełnionym Marzeniu… 

 

Przemysław Wechterowicz, Marcin Minor, Oskar Pazurek. (Warszawa 2020). Wydawnictwo Ezop.

 

        Czy można pozostać sobą a jednocześnie spełnić marzenie o zupełnym przeistoczeniu? Czy można odkryć samego siebie na nowo? Czy można zajmować się zwykłymi, codziennymi sprawami a jednocześnie nieustająco wznosić się ponad rzeczywistość?… Czym jest marzenie? Czy możliwe jest spełnienie marzeń? Czytaj dalej „Opowieść o (prawie) Spełnionym Marzeniu… ”

Kolorowy Tallin, koty i wyobraźnia szczęśliwego dziecka

 

Helena  Läks, Sekretna piekarnia. Ilustrowała Regina Lukk-Toompere. Z języka estońskiego przełożyła Anna Michalczuk-Podlecki. Wydawnictwo Ezop (Warszawa 2019).

 

          Niewiele możemy powiedzieć o literaturze estońskiej. Ktoś czytał Jaana Krossa, ktoś słyszał o Jaanie Kaplinskim? A przecież Estonia jest tak blisko… Dlatego dobrze się dzieje, że estońskie książki dla dzieci zaczęły docierać na nasz rynek. Jest szansa, że ich obecność wzbudzi zainteresowanie kulturą naszych nieodległych geograficznie sąsiadów. Może stanie się to już niebawem, a może dopiero w przyszłości, gdy obecne dzieci urosną. Czytaj dalej „Kolorowy Tallin, koty i wyobraźnia szczęśliwego dziecka”