– Brrr… – mówimy zwykle (moja siostra i ja), gdy wchodzimy do łazienki. Bo najważniejszą chyba cechą naszej łazienki jest chłód. Właściwie zawsze jest tu zimno albo przynajmniej – jakoś tak chłodnawo. Czytaj dalej „Łazienka”
– Brrr… – mówimy zwykle (moja siostra i ja), gdy wchodzimy do łazienki. Bo najważniejszą chyba cechą naszej łazienki jest chłód. Właściwie zawsze jest tu zimno albo przynajmniej – jakoś tak chłodnawo. Czytaj dalej „Łazienka”
Skrzydlaty fortepian… Główny mieszkaniec Gabinetu. Tak nazywamy pokój, w którym od czasu do czasu gromadzi się cała rodzina.
Jak dobrze słuchać gadania pieca…
Kaflowy piec w Naszym Pokoju (czyli w tak zwanym pokoju dziecięcym) jest duży i brązowy. Siedzę w kącie Naszego Pokoju na niskim, drewnianym taborecie. Dziadek zrobił go specjalnie dla mnie. Wyciął nawet niewielki otwór, miło układający się do kształtu dłoni.
– Co tam jest? – pyta Krzyś.
Stoimy w przejściowym. Przed nami bieleją nieco przybrudzoną bielą w odcieniu gołębim drewniane drzwi. Są lekko uchylone. Krzyś wskazuje właśnie na nie. Jego ręka drży (a może mi się tylko tak wydaje?).
– Korytarzyk – odpowiadam. Czytaj dalej „Korytarzyk”
– Hej, no… Dawaj rękę.
Krzyś ciągnie mnie do góry z całych prawie dorosłych sił zwinnego dziesięciolatka, ale i tak muszę podnosić nogi bardzo wysoko. Dla dodania sobie pewności trzymam pod pachą kochanego pluszowego misia – Marka…. To nie ułatwia wspinaczki, ale… Wąskie stopnie metalowej drabinki wżynają mi się w stopy obute w aksamitne, granatowe ciżemki na cieniutkiej, baletowej podeszwie (moje butki mają dość ponurą nazwę, są to tzw. trumniaczki, mimo to bardzo je lubię, bo nigdzie nie cisną i idealnie przylegają do stóp; można w nich skakać i – co ważniejsze – tańczyć, tańczyć, tańczyć bez końca!). Nad sobą widzę jasny kwadrat nieba. Słońce.
– Jeszcze trochę. Podciągaj się drugą ręką, bo nie wyleziesz.
Wyłażę. Jakoś się udało. Stoimy na dachu. Czytaj dalej „Dach”