A PAMIĘTACIE, jak szykowano wspólne śniadania i nie wszyscy się załapywali?

         Od czasu do czasu ktoś (przeważnie Walec, który zawsze czuł się  odpowiedzialny za integrację grupy) rzucał hasło wspólnego śniadania. Zwyczaj ten, obecnie pojawiający się w formie szczątkowej, miał swoich zwolenników i przeciwników. Jego zwolennikami były albo osoby nadzwyczaj towarzyskie, albo te, którym akurat kończyły się na łodzi zapasy jedzenia… Czytaj dalej „A PAMIĘTACIE, jak szykowano wspólne śniadania i nie wszyscy się załapywali?”

A PAMIĘTACIE, jak po raz pierwszy zapaliliśmy lampki na jeziorze?

      Wiele lat temu, zanim przesiedliśmy się na bardziej luksusowe jachty,  pływaliśmy maleńkimi orionami. Była to konstrukcja niemiecka. Jacht bardzo funkcjonalny, przyjazny. Czuło się bliskość wody, do której z burty można było sięgnąć ręką. No ale miał swoje wady. Korba od miecza umieszczona w kokpicie, zaraz przy zejściówce, zostawiała paskudny ślad w postaci siniaków na wszystkich żeglarskich łydkach; nie sposób się było z nią choć raz boleśnie nie zderzyć. Żeby wybrać miecz trzeba się było porządnie zaprzeć i obrócić korbą 24 razy. Stawianie i kładzenie masztu wymagało zręczności i uwagi. Krzyżak, na którym opierano leżący maszt, trzeba było na wszelki wypadek przytrzymywać, bo lubił się przewracać a wtedy, wtedy… No – mogły się zdarzyć kłopoty. Czytaj dalej „A PAMIĘTACIE, jak po raz pierwszy zapaliliśmy lampki na jeziorze?”