Nieuchronnie zbliżamy się do końca naszej przygody… Opuszczamy Bakhang po śniadaniu (jest i tsampa!), przy którym wspominamy z Ryśkiem udaną kolację, zjedzoną wieczorem w rodzinnej knajpce, blisko bulwarów. Tym razem trafiliśmy bardzo dobrze, bo nie trzeba było nic mówić – wystarczyło pokazać palcem wystawione w pojemnikach produkty, z których kuchnia przyrządziła nam pyszny posiłek: rosołek, gdzie pływały wskazane przez nas składniki. Wyszły dania – palce lizać, bo podstawa, czyli rosołek (mój – łagodny, Ryśka – ostry), była smakowita. Po kolacji wstąpiliśmy jeszcze do romantycznie oświetlonej, ogrodowej kawiarenki, blisko naszego hotelu. Nad barem wisiały kieliszki do wina. Zachęcona tym widokiem poprosiłam white wine, wskazując palcem na kieliszek. Rysiek poprosił one bier, wskazując na gablotkę, gdzie stało piwo. Po chwili uśmiechnięta chińska (bladolica) kelnereczka przyniosła Ryśkowi piwo – w szklaneczce, a mnie… piwo – w kieliszku… Gdy zaczęłam jej tłumaczyć, że to nie jest wine, zrobiła bezradną minę, zniknęła na zapleczu i wróciła – z wodą w kieliszku… Sytuacja stała się niezręczna. Nikt z obsługi nie władał żadnym językiem obcym. Ja machnęłam ręką i postanowiłam wypić wodę, ale tu – kłopot. Zbiegła się dość liczna obsługa, chcąca koniecznie spełnić niezrozumiałe życzenie starszej pani z Europy. Wreszcie ktoś postanowił zadzwonić do menadżera, władającego ponoć angielskim. Rysiek telefonicznie wyłożył mu, w czym rzecz. Wydawało się, że dostanę w końcu swoją lampkę białego wina, na którą tymczasem straciłam ochotę… Obsługa się zakotłowała, by po jakimś czasie uraczyć mnie białym płynem (w kieliszku do wina, a jakże!), który miał bardzo silny aromat wysokich (bardzo wysokich!) procentów. Dostałam białą wódkę. Odmówiłam, błagając (z wykorzystaniem mowy ciała), by znów podano mi wodę… Te perturbacje nie przeszkodziły kelnerkom poprosić nas (na migi) o wspólną fotkę… Byłam trochę wkurzona, ale – no – niech tam! Niech mają! Przecież nie będziemy sobie psuć ostatniego wieczoru na płaskowyżu… Czytaj dalej „Droga do Chengdu i ostatnie chwile wyprawy w stolicy Syczuanu”