A PAMIĘTACIE, jak odbywało się smażenie Niedzielnej Jajecznicy i jakie przygody się niekiedy zdarzały?…

 

            Rytuały mazurskie bywają rozmaite. Smażenie Niedzielnej Jajecznicy to rytuał, który się przyjął. Co prawda czasem ktoś próbuje lekko (bardzo lekko) protestować, że może wolałby jajeczko na miękko albo twarożek, ale jeśli w pobliżu jest Rysiek lub Bału, szanse na zmianę obyczaju są raczej marne.  Tradition! Tradition! – wykrzykują dziarsko i rozglądają się za patelnią lub garem (w zależności od liczby osób uczestniczących aktualnie w rejsie).

       Jajecznice bywają nazywane jajeczniami  (za sprawą niezapomnianej, bardzo popularnej na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych powieści Edwarda Redlińskiego Konopielka, w której wieśniacy, czyli ludzie bardzo mocno związani z naturą, czyli coś jak my, ze smakiem wcinali w niedzielne poranki  jajecznie właśnie…). Jadało się jajecznice (jajecznie) klasyczne, tj. tylko na masełku, jajecznice (jajecznie) wzmocnione, tj. zasilone kiełbaską lub boczusiem (zdrobnienia – absolutnie konieczne ze względu na ciepły stosunek emocjonalny niedzielnych kucharzy do tychże składników), jajecznice (jajecznie) posypywane szczypiorkiem (o ile poprzedniego dnia ktoś zawadził o port, gdzie takowy nabyto), jajecznice (jajecznie) na cebulce (Hania protestowała, ale kto by się tam przejmował; – Cicho babo!), jajecznice (jajecznie) letnie, czyli smażone na oliwie i z dużym dodatkiem pomidorów, a nawet (o zgrozo!) jajecznice (jajecznie) czosnkowe (protestowała Hania i protestował Krzyś, ale, cóż; nie zawsze jest Pierwszy Maja…).

            Co prawda  mazurskie jajecznice bywają rozmaite, ale mają stałą cechę wspólną: ich przyrządzaniem zawiadują panowie (ostatnio w męski świat Niedzielnej Jajecznicy brutalnie wtargnęła Grażynka J., ale tak jakoś skołowała wszystkich, że mit o jajeczniach smażonych przez panów pozostał niezachwiany; może dlatego, że Grażynka zaczęła przyrządzać smakowitą wariację na temat jajecznicy, danie z jajek i różnych innych składników…). Otóż panowie przybierają dumne postawy, prężą pierś, dzierżą patelnię (lub, jako się rzekło, gar)  i biorą się do dzieła.

         Panie tymczasem udają się gdzieś na boczek, tworzą kółko i, pod kierunkiem doktor Ani lub Zyty (siły nad wyraz wykwalifikowanej, choć bez doktoratu), ćwiczą brzuszki, wygibują się wdzięcznie w różnych kierunkach, wymachują kończynami i, opierając się o okoliczne sosenki, pracują nad talią osy.

          Kiedyś, chyba na Śniardwach, na Czarcim Ostrowie wypadł taki poranek niedzielny. Panowie wzięli się żwawo do dzieła. Wszyscy byli już naprawdę mocno głodni (na rejsie było wówczas sporo żeglarzy – cztery łódki z pełną obsadą, plus kilkoro dzieci). Panie skończyły poranną gimnastykę.  Po okolicy zaczęła się rozchodzić drażniąca nozdrza, wspaniała woń… Ruch wokół gara cieszył oczy. Ślinka ciekła. Oj, oj. Ale się najemy. I wtedy mały Piotruś (siostrzeniec Ryśka) zakrzyknął: Nie będzie jajecznicy!!!! Ostatnie jajko było popsute!

              Hiobowa wieść okazała się, niestety, prawdą. Bału opowiadał potem, jak to sprawdzał świeżość jaj na węch: pierwsze jajko – niuch – dobre – do gara, drugie jajko – niuch – dobre – do gara, piąte jajko – niuch – dobre – do gara, dziesiąte jajko – niuch – dobre – do gara, piętnaste jajko – niuch – dobre – do gara, dwudzieste jajko – niuch – dobre – do gara, trzydzieste jajko – niuch – śmierdzące – do gara!!!

            No nie może się człowiek pomylić???

 

 

2 odpowiedzi na “A PAMIĘTACIE, jak odbywało się smażenie Niedzielnej Jajecznicy i jakie przygody się niekiedy zdarzały?…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.