Spacerkiem po głowie…

Axel Hacke, Maleńki Król Grudzień. Ilustrował Michael Sowa. Przełożyła Maria Świętek. Media Rodzina (Poznań 2005).

https://mediarodzina.pl/

           Axel Hacke, niemiecki pisarz i dziennikarz, laureat kilku ważnych nagród (w tym – przyznanej mu dwukrotnie w roku 1987 i 1990 – dziennikarskiej nagrody im. Egona Erwina Kischa, czy też, uzyskanej w 1996 roku nagrody rozgłośni  Mitteldeutscher Rundfunk na najlepsze słuchowisko dla dzieci) dobiegając  czterdziestki, napisał (w 1993 roku) książkę Der kleine Koenig Dezember, przetłumaczoną na polski (przekład Maria Świętek) i wydaną u nas po raz pierwszy w roku 2005 przez Wydawnictwo Media Rodzina pod tytułem Maleńki Król Grudzień.

          Wiek autora mógłby wskazywać na to, że jest to książka rozliczeniowa. Oto człowiek dojrzały przygląda się swojemu dotychczasowemu życiu, próbuje jakoś je zrozumieć, próbuje także zmierzyć się z perspektywą śmierci. Książka jest dziwna, a także trudna i zabawna jednocześnie. Intrygująca. Jej narratorem jest dorosły, który jednakże jest świadom żywotności mieszkającego w nim ciągle dziecka (np. swój zawód określa na sposób typowo dziecięcy: jest chodzicielem do biura). Bohaterem – obok narratora – jest nie tylko dziwny, ale i, co tu kryć, dziwaczny Maleńki Król Grudzień, postać rodem z baśni. To ktoś, kto opowiada o swoim świecie, będącym światem na opak.

       Nie jest to jednak świat na opak w sensie Sowizdrzalskim, ludycznym. To świat opaczny, bo skonstruowany według innego porządku. Maleńki Król Grudzień to ktoś, kto nie rozumie porządku obowiązującego w świecie ludzkim, określanym zwykle jako normalny, to również ktoś, kto bawi się kosztem interlokutora, ale robi to w sposób dobroduszny, pozbawiony złośliwości. Cieszą go po prostu sytuacje, których nie rozumie i które dlatego wydają mu się kompletnie absurdalne (w taki właśnie sposób często rozumują dzieci; niezrozumiałe dla nich sytuacje stają się w dziecięcym świecie źródłem komizmu). Bywa też, jak każde niemal  dziecko, dociekliwy i ciekawy (a czasem – po prostu ciekawski), a także zdolny do współczucia, przyznaje się także, że nie wie wszystkiego, co czyni zeń postać sympatyczną.

        Kto jest adresatem książki? Dorosły? Tak. Ze sprawami, których dotyka Axel Hacke, z pewnością muszą się zmierzyć ludzie wchodzący z wolna w smugę cienia… Dziecko? Tak. Maleńki Król Grudzień to współczesna baśń. Książka ta – jak każda dobra baśń – pokazuje świat realny zlepiony w jedną całość ze światem fantazji. Czytelnik – dorosły i dziecięcy –  ogląda tu świat, który jest zarazem cudowny (bo w niezwyczajny, pełen cudowności sposób otwiera niecodzienne perspektywy oglądania rzeczywistości) i – na swój sposób – pożyteczny  (pozwala głębiej tę rzeczywistość zrozumieć, nie zaś tylko zdobyć w niej jakąś, czysto powierzchowną, orientację). Książka niemieckiego pisarza spełnia zatem warunek zapisany kiedyś przez B. Bettelheima w jego dziele Cudowne i pożyteczne, by można ją było czytać jako wartościową baśń. 

        Książka Axela Hackego, jak każda naprawdę ważna pozycja z kręgu literatury dziecięcej (przypomnijmy tu choćby Alicję w Krainie Czarów, pokrewną z ducha Maleńkiemu królowi Grudniowi), ma podwójnego adresata: dorosłego i dziecko. Dorosły bowiem nigdy nie przestaje być dzieckiem, bo to przecież wciąż ta sama osoba (choć nigdy nie jest to osoba  całkiem taka sama), a dziecko, ze swoją wielką ciekawością świata (w tym ciekawością przyszłości) nosi w sobie wiele pytań, na których zadanie często nie starcza mu w dzieciństwie okazji bądź – odwagi. W baśni zbliżającego się do czterdziestki niemieckiego pisarza pojawiają się te pytania, które nigdy nie zostały zadane, wówczas gdy był dzieckiem i całkiem jeszcze młodym człowiekiem. Dojrzały człowiek nosi je w sobie.

          Dlaczego na przykład ludzie się powiększają (rosną) zamiast stopniowo się zmniejszać? Dlaczego ludzie boją się starości i śmierci? Czy życie ma kres? Czy istnieje nieskończoność? Jaką rolę w życiu pełni wyobraźnia? Po co człowiekowi wiedza? Dlaczego ludzie czują się nieszczęśliwi, choć tyle wiedzą? Zmniejszanie się (dowodzi na przykład Maleńki Król Grudzień) – aż do całkowitego zaniku – wydaje się bardziej logiczne. Równie logiczne jest (w świecie Maleńkiego Króla Grudnia) stopniowe, towarzyszące zmniejszaniu, zapominanie, a – co za tym idzie – ograniczanie ilości obowiązków. Rosną za to przywileje, bo od maleńkich staruszków, którzy swoje przecież zrobili, nie można niczego wymagać. Trzeba ich obdarowywać. To sprawia, że starość jest (w świecie Maleńkiego Króla Grudnia) prawdziwym rajem, okresem, na który czeka się z utęsknieniem. Śmierć także nie jest straszna, a właściwie nie istnieje – po prostu w pewnym momencie jest się tak małym, że znika się (jak dziadek Króla)  pomiędzy pudełkami, gdzie przechowywane są sny, które z czasem stają się własnością wnuka (Ale być  może mój dziadek jest jeszcze gdzieś pośród nich, kto to wie?).

         Jednak Maleńki Król Grudzień nie jest wszechwiedzącym nauczycielem. Nie umie odpowiedzieć na trudne pytania Narratora (– Czy ty właściwie jesteś nieśmiertelny? – Skąd ci to przyszło do głowy? – Co to znaczy u was kres życia?(…) Może być, że wszystko u was nieustannie się kurczy i życie nie ma kresu (…) – Skąd mam to wiedzieć? – zapytał).  Maleńki Król Grudzień nie jest więc Tym, który Wie, ale oprowadza narratora-bohatera po jego własnym, uporządkowanym na sposób ludzki świecie i zwraca mu uwagę na rozmaite paradoksy. Oto starzenie się to w świecie ludzi także proces zmniejszania, tyle, że dotyczy on zmniejszania się wyobraźni i rozchodzenia się dróg wyobraźni i wiedzy, co, zdaniem przybysza ze świata na opak, jest godne współczucia, bo ludzie, co prawda,  zaczynają być kimś, kim chcieli zostać, ale tracą tym samym możliwości pełnienia jakiejś zupełnie innej roli i czują się z tym nieszczęśliwi. Utrata możliwości jest źródłem nieszczęścia. MOŻLIWOŚCI i ich mnogość to źródło szczęścia.

           Jeszcze inne pytanie, którego narrator-bohater dotąd nie rozważał to zagadka snów. Nie tylko ich rozszyfrowywanie, ale kwestia zasadnicza: czy sen jest rzeczywistością i czy istnieje granica pomiędzy śnieniem a rzeczywistością a także czym właściwie jest owa rzeczywistość ? (… Nie spałeś, kiedy tu przyszedłeś (…) – I teraz nadal nie śpisz. Ale leżysz w małym pokoiku, przebywając z maciupeńkim Królem, i sam jesteś jeszcze mniejszy. To nie może być rzeczywistość, czyż nie? – A jest na to jakiś dowód? – zapytałem. – W rzeczywistości – powiedział Król Grudzień – nie ma takich Królów jak ja).

         Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na znakomicie zestrojone z duchem całości ilustracje Michaela Sowy (niemieckiego malarza i ilustratora, występującego również pod pseudonimem Heinz Obein, częstego współpracownika Axela Hackego). Ilustracje Sowy  wyrastają z tradycji  surrealizmu i świetnie pokazują intrygujące meandry, którymi prowadzi Narratora dziwny przybysz. To są widzialne myśli (tak o obrazach Rene Magritte’a pisał Marcel Paquet, odwołując się do wypowiedzi malarza: (…) za pomocą malarstwa chcę uczynić myśl widzialną[1]), bo i droga Narratora odbywana w niezwykłym towarzystwie Króla Grudnia jest, w gruncie rzeczy, wyprawą w głąb swoich własnych myśli. Jest próbą obejrzenia ich. Ilustracje Sowy są (jak owe myśli Narratora) pozornie proste, pełne barw i ładne, ale jednocześnie niepokojąco nieoczywiste: oto z kieszonki marynarki chodziciela do biura wystawia zadowoloną i ukoronowaną głowę Maleńki Król. Oto wśród samochodów widać pędzącego, zionącego spalinami smoka. To jest myśl, która – dzięki Królowi Grudniowi – stała się dla Narratora widzialna (– Co tutaj robi smok? – Zaczepia ludzi, którzy są w drodze do biura (…) Nie chce, żeby tam szli i próbuje ich zatrzymać. – Mnie jeszcze nigdy nie zaczepił. – oświadczyłem. – Naprawdę tak sądzisz? – spytał Król. – Czyżbyś nigdy jeszcze nie odczuwał pewnego oporu w drodze do biura? Tak jakby cię coś ciągnęło i nie pozwalało iść naprzód?(…) – Tak, oczywiście(…) – Ale myślałem wówczas, że nie mam ochoty iść albo że boję się szefa, albo obawiam się, że nie podołam swojej pracy. – To był smok – powiedział Król Grudzień.) Oto widać narratora leżącego na balkonie, na jego brzuchu między piątym i szóstym, licząc od góry, guzikiem koszuli spoczywa Król. Obaj obserwują niebo. Nad nimi błękitny nieboskłon, szaro-białe chmury i… gwiazdy. Noc to czy dzień?… Dialog dotyczy letniej nocy, ale ilustracja, pokazująca gwiazdy na błękitnym, jasnym (nie – ciemnym, granatowym) niebie pokazuje też coś innego – myśl o dziwności świata, gdzie nawet noc i dzień tracą swą oczywistość.

             Znów przypomina się Rene Magritte ze swymi obrazami Imperium światła czy Salon Boga. Tam pojawia się koncepcja odwrócenia porządku (w Imperium światła dom i otaczający go park z sadzawką są pogrążone w cieniu nocy, ale nad nimi rozpościera się błękitne, jasne niebo; w Salonie Boga ponad zatopionym w słonecznym blasku pałacem i parkiem widnieje ciemne, usiane gwiazdami i rozświetlone księżycem niebo), tutaj jest przemieszanie porządków: na dole noc (może wieczór), w górze – ni to noc, ni to dzień: jasne niebo, a na nim – gwiazdy… Jak się odnaleźć w takim nieoczywistym świecie?

          Może sposobem na to jest gromadzenie, a potem, jak czynił to Właściciel Obrazów, któremu Król Grudzień dostarczał towaru, oglądanie obrazów?

(– Wiesz co (…) myślę, że pokoje Właściciela Obrazów trzeba sobie wyobrazić podobne do wnętrza głowy. Człowiek patrzy całe życie na świat i w jego głowie gromadzą się miliony obrazów. Niektóre z nich człowiek ogląda niemalże codziennie na nowo, inne natomiast powieszone są w bardzo odległych pokojach w jego głowie i on widzi je ponownie dopiero po długich poszukiwaniach albo gdy przypadkiem tam zajdzie. Ale one tam są, nawet jeśli on być może już nigdy sobie ich nie przypomni – są zawsze w jego głowie. – Siedzieć w fotelu – rozmyślałem głośno -… i spacerować. Widzieć obrazy, o których się w ogóle nie wiedziało (…) – Mniej więcej – powiedział Król.)

     Ani dziecko, ani też dorosły adresat tej książki nie znajdą prostych odpowiedzi na trudne pytania. Otrzymują jednak coś bardzo ważnego: dającą poczucie satysfakcji MOŻLIWOŚĆ myślenia. mogą, mówiąc innymi słowy, zwiedzić swoją własną głowę.  Odbyć po niej spacer… Może tak nazwałby to Król Grudzień?…

          Czy to nie jest niezwykłe zajęcie, niezależnie od wieku? Mały Czytelnik zaś zawsze może dodatkowo nacieszyć się zabawą i żelkowym miśkiem, ulubionym smakołykiem Króla Grudnia.

        Zamykamy książeczkę, cóż – jak stwierdził Bertold Brecht  (rodak Axela Hackego) w ostatnim zdaniu Dobrego człowieka z Syczuanu  – Kurtyna zapadła, a wszystkie pytania pozostają otwarte…

Hanna Diduszko

[1] Marcel Paquet, Rene Magritte. Widzialna myśl. (Tłum. Edyta Tomczyk. Wyd. TASCHEN GmbH, Kolonia 2003).

2 odpowiedzi na “Spacerkiem po głowie…”

    1. Książka mnie kiedyś zafascynowała. Jest niezwykła. Niestety nie wiem, jak jest z dostępnością. O ile pamiętam, korzystałam z egzemplarza z Muzeum Książki Dziecięcej… Ale można poszukać na allegro…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.