Filozoficzne myślenie dziecka z książką w tle

        W filozofowaniu z dziećmi można i powinno się wykorzystywać książki, które stanowić mogą z jednej strony – przeciwwagę, z drugiej strony uzupełnienie dla świata wirtualnego, z którym młodzi ludzie stykają się dziś powszechnie, odbywając do jego wnętrza coraz częstsze – czasem rozwijające, a czasem niebezpieczne – wyprawy.

        Pytania otwierają. – Tak twierdzą filozofowie, wśród których jest również Ada Augustyniak, autorka niezwykłej publikacji wydanej w październiku 2016 przez odważną, co do wydawniczych pomysłów oficynę Wytwórnia Magdaleny Kłos-Podsiadło. Chodzi o Wytwórnik filozoficzny.

       Autorka Wytwórnika filozoficznego to absolwentka Instytutu Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wydawnictwo Wytwórnia informuje również, że Ada Augustyniak od kilku lat uczy studentów języka chińskiego oraz prowadzi warsztaty rysowania filozofii dla dzieci i dorosłych.

           Nie wiadomo, jak wyglądają warsztaty rysowania filozofii, wiadomo natomiast, że Wytwórnik filozoficzny Ady Augustyniak wygląda pięknie. To duży zeszyt, w formacie A-3, wydrukowany na szlachetnym papierze munken print, w pięknym kolorze kości słoniowej. Przyjemnie go wziąć do ręki. Staranne wydanie zeszytu kreatywnego (bo tak wydawnictwo nazwało poszczególne części serii swoich wytwórników[1]) świadczy o poważnym potraktowaniu odbiorcy, który ma korzystać z tej publikacji. Nie szkodzi, że wytwórnik, w którym teraz jest dużo przestrzeni pustej, dużo powietrza zapełni się tak zwanymi bazgrołami. Tak właśnie ma być! Młody, myślący twórca, potraktowany z taką powagą, wręcz – namaszczeniem – prawdopodobnie poczuje się zobowiązany, by nie nabazgrać byle czego i byle jak… Od samego początku, już w momencie podania mu do ręki wytwórnika zaprasza się go bowiem do współuczestnictwa w przygodzie estetycznej i intelektualnej. Autorka pokazuje we wnętrzu swego kreatywnego zeszytu obrazy – wysmakowane, ale i czytelne zarazem oraz formułuje związane z nimi własne pytania. Stawianie pytań przez dorosłego nie jest, co prawda, zupełnie zgodne z Lipmanowskim modelem filozofowania z dziećmi (i z pokrewnymi modelami rozwijanymi w innych krajach, w tym w Polsce), w którym dąży się do tego, by to dzieci samodzielnie formułowały pytania. Jednakże młoda filozofka z Krakowa wykonuje za filozofujące dziecko tylko część pracy myślowej. Może ono po pierwsze przedłużyć listę pytań już sformułowanych, po drugie – podjąć próbę udzielenia własnej odpowiedzi na przeczytane pytania. Owo udzielanie odpowiedzi może odbywać się na kilka sposobów. Taką odpowiedź można wpisać albo… narysować. Wytwórnik filozoficzny stwarza szansę zaistnienia twórczości i refleksji w samotności (niektóre dzieci, podobnie jak niektórzy dorośli, wolą pozostać samotnymi filozofami i zagłębić się w labirynty własnych myśli w zaciszu domowym), ale też może być wykorzystywany do zajęć w grupie. Jak zawsze ogromna tu będzie rola nauczyciela, którego zadaniem stanie się dobre zorganizowanie wspólnej pracy (ma ona szanse stać się wspólnym dociekaniem).

         Na przykład na kolejnych zajęciach można poprosić dzieci o wybranie najciekawszej strony (przy czym sam proces dokonywania wyboru, na przykład podczas pracy w grupach, może stać się powodem do dyskusji, w której istotne będzie ćwiczenie uzasadnień), można wypisać już sformułowane pytania i poprosić o uzupełnienie autorskiej listy o własne. Potem – jak przewiduje model Lipmana – dyskutować z dziećmi, grupując pytania wokół problemów lub wybierając jedno pytanie wyjściowe. Pytania i rysunki Ady Augustyniak zabierają odbiorców w podróż w różne dziedziny filozofii, wychodząc (podobnie jak to jest w modelu Lipmana) od konkretnej obserwacji ze świata bardzo bliskiego dziecku. Wytwórnik filozoficzny jest zaproszeniem do myślenia wyrażonym wprost.

          Zupełnie inaczej czynią to dwie inne książki, o których będzie tu mowa. Książka Joanny Rudniańskiej, z ilustracjami Piotra Fąfrowicza Bajka o Wojnie (Wojna jest tu imieniem japońskiej dziewczynki; Wydawnictwo Bajka, Warszawa 2015.) oraz książka Jarosława Mikołajewskiego, z ilustracjami Joanny Rusinek Wędrówka Nabu (Wydawnictwo Austeria, Kraków – Budapeszt 2016)

         Obydwie pozwalają dziecku najpierw doświadczyć emocji i silnych przeżyć a dopiero potem – przejść do refleksji. W obu przypadkach byłoby dobrze, gdyby takiemu przejściu towarzyszyła osoba dorosła – któreś z rodziców lub doświadczony nauczyciel, ale może być też tak (i nie będzie to wcale sytuacja zła, choć dla wielu dorosłych pośredników w lekturze trudna do zaakceptowania), że dziecko pozostanie ze swoimi przeżyciami – trochę (lub bardzo) zaniepokojone. Silne przeżycia wywołane kontaktem z literaturą z najwyższej półki (a z takimi pozycjami mamy tu do czynienia) prawie na pewno zaowocują w przyszłości. Refleksja po prostu odsunie się w czasie. Dziecko pozostanie z pewną wewnętrzną niewygodą, która kiedyś (na przykład wtedy gdy rozwinie się wystarczająco język dziecka) ma szanse przerodzić się w pytanie, w sformułowanie problemu. No i w podejmowanie prób poszukiwania odpowiedzi. Obydwie książki odwołują się do bolesnego doświadczenia. Nie jest ono jednak nazywane wprost, lecz zostaje przeniesione na płaszczyznę literacką, ściślej mówiąc w obszar literackiej baśni z elementami symbolicznymi. Wiadomo, od czasów Brunona Bettelheima, autora fundamentalnej pracy, udowadniającej pozytywną rolę baśni w rozwoju osobowości dziecka i jego rozumienia świata, w tym jego porządku aksjologicznego (Cudowne i pożyteczne, W.A.B. 2010), że młody człowiek potrzebuje silnych przeżyć, które umożliwiają uruchomienie mechanizmu identyfikacji i projekcji. Identyfikacja (z przeżyciami bohaterów) umożliwia rozwój empatii, projekcja (rodzaj rzutowania przeżyć na zewnętrzny ekran) ułatwia zobiektywizowanie zarówno własnych przeżyć, jak i opisanych w baśniach sytuacji. To właśnie mechanizm projekcji pozwala na podjęcie refleksji – samodzielnej bądź prowadzonej w grupie, co może odbywać się przy współudziale osoby dorosłej, ułatwiającej dziecku orientację we własnych przeżyciach i pogmatwanych myślach.

       Bajka o Wojnie Joanny Rudniańskiej jest opowieścią przerażającą i piękną. Fascynuje. W warstwie fabularnej traktuje o małej Wojnie, ulubienicy tatusia – miłośnika defilad, karabinów i walki, córce niedobrej mamy, która każe jej sprzątać, zajmować się młodszym bratem i w dodatku nie kocha Cesarza. Tata Wojny wkłada mundur, aby walczyć i zwyciężać, Wojna musi pomagać mamie. Cierpi głód, wyjada ze spiżarni zapasy dla całej rodziny, za co zostaje przez matkę ukarana. W złości wykrzykuje życzenie, by matkę  i jej bachora zabito. Trwa nalot i życzenie Wojny zostaje spełnione. Przychodzi strach i poczucie winy, ale czasu nie można cofnąć. Z płonącego miasta zabiera Wojnę  tajemnicza postać, którą początkowo dziewczynka bierze za ojca. Tymczasem: Ranni leżeli na ziemi, lekarz miał obandażowaną głowę, pielęgniarka płakała. Nie wszyscy umarli. Wojna ocalała. Ojciec, który w końcu wrócił, nie jest już miłośnikiem walki. Jest jakby mniejszy. Wojna, która urosła, zmienia imię na Pokój i raz w roku chodzi nad rzekę, którą kiedyś płynęły trupy. Teraz rzeką płyną świecące lampiony. Pokój zapala świeczkę i puszcza lampion z prądem rzeki, a ten płynie do morza i dalej, dalej, w świat.

       Siła przekazu książki Joanny Rudniańskiej (wielokrotnie nagradzanej autorki, której książki dla młodych czytelników zawsze odznaczają się głębią myśli) tkwi przede wszystkim w metodzie prowadzenia opowieści.  Autorka umiejętnie posługuje się mową pozornie zależną, którą wplata w tok narracji lub kształtuje ją momentami na podobieństwo tekstu narracyjnego, co sprawia, że czytelnik zaczyna widzieć świat z punktu widzenia bohaterki (Wojny). Narracja, początkowo odwołująca się do poetyki baśni (Za siedmioma morzami, za siedmioma rzekami, które uchodziły do morskiej zatoki…), staje się skrótowa, nabiera dramatyzmu, wyłaniającego się jednakże z samych tylko przedstawianych zdarzeń (brak opisów). Pojawiają się (jak to bywa w baśni) elementy fantastyczne (postać ratująca bohaterkę; może to być także produkt jej wyobraźni.). Zdania są krótkie – pojedyncze lub złożone najwyżej z dwóch – trzech zdań składowych. Współgrają ze stanem psychicznym przerażonego dziecka. Tekst Rudniańskiej jest mocny, wyrazisty. Takie są również ilustracje Piotra Fąfrowicza (uznanego ilustratora i artysty-malarza). Ilustrator, podobnie jak pisarka, operuje skrótem, ujmując samo sedno problemu. Na przykład fascynacja wojną to obraz dwóch pełnych energii i siły zielono-czarno-brunatnych sylwetek żołnierzy (twarzy nie widać; są ukryte pod hełmami; to nie ludzie, tylko bezosobowe symbole) z rozczapierzonymi, czarnymi dłońmi i nogami uniesionymi w górę w kroku defiladowym i mała dziewczynka o równo przyciętej grzywce, w czerwonym kimonie w złociste ptaszki, ze wzniesionym mieczem (zapewne papierowym), naśladująca defiladowy krok żołnierzy. Obraz jest umieszczony na czystym, białym tle, jakby zawieszony w powietrzu. W ten sposób wyjęto go z konkretnego czasu i  określonej przestrzeni, umieszczając w uniwersum. Autorzy (zarówno pisarka, jak i ilustrator) dokonują też pięknego zabiegu końcowego. Nie zostawiają młodego czytelnika w przerażeniu i trwodze. Wojna musi, co prawda, przeżyć osobistą tragedię, ale dojrzewa do zniszczenia wojny w sobie. Symboliczny akt zmiany imienia dokonany przez bohaterkę, która wyrosła z wieku dziecięcego i obraz  zapalanych  przez nią lampionów, płynących w świat  wzrusza i mówi o nadziei. Nadziei na dobro.

       Bajka o wojnie Joanny Rudniańskiej, z ilustracjami Piotra Fąfrowicza to książka, którą się najpierw głęboko przeżywa, która głęboko fascynuje i niepokoi. Z tego niepokoju prędzej czy później zrodzą się pytania. Dlatego wydaje się dobrym materiałem do wykorzystania na zajęciach filozofowania.

         Wędrówka Nabu Jarosława Mikołajewskiego (pisarza, poety i tłumacza literatury włoskiej, od kilku lat tworzącego również dla dzieci) oraz Joanny Rusinek (zdolnej ilustratorki z Krakowa), podobnie jak Bajka o Wojnie, wywołuje fascynację. Siła przekazu tkwi tu przede wszystkim w tajemniczości, jaką jest nasycona. Warstwa fabularna jest ukryta poza ciągiem przenikających się poetyckich obrazów. Świat pokazany jest tu fragmentarycznie. Tak jak widzi go dziecko, które dostrzega tylko najbliższe otoczenie i kieruje się swoimi podstawowymi pragnieniami.

       Mała Nabu, mieszkanka afrykańskiej wioski, postanawia (wbrew zakazowi rodziców) uciec z domu, którego nie było. (Dom się spalił, został odbudowany a potem, wraz z całą wioską, spalił się ponownie.). Dziewczynka wędruje przez bezkresną pustynię, która wydaje się jej piękna i pociągająca. Nie umie określić celu podróży. Chce znaleźć się tam, gdzie nie palą się domy. Natrafia na przeszkody, których nie widzi, ale które pozostawiają bolesne ślady. Nie widzi ściany, z  którą się zderza (ku uciesze żołnierzy, zabraniających jej iść do przodu). Nie dostrzega ogrodzenia z drutu kolczastego, gdy zamierza po prostu wykąpać się w Pięknym Jeziorze (Było wielkie, błękitne. Odbijało się w nim niebo i ptaki). Nie słucha policjantów, zabraniających jej kąpieli i do krwi rani sobie stopy. W końcu, poobijana i poraniona, zbliża się do morza. Widzi łódki, ale ich w rzeczywistości nie ma. Celnicy oświadczają, że łódki mogą się natychmiast stać, gdy pokaże bilet (…) albo pieniądze na bilet. Nabu nie ma pieniędzy. Decyduje się przepłynąć morze. Olbrzymim wysiłkiem, pokonując zimno i lęk, dopływa do plaży pełnej ludzi. To barwny, beztroski tłum. Nabu najpierw turla się z radości a potem widzi, że niektórzy ludzie obserwują ją przyjaźnie a inni z niepokojem. Potem dostrzega, że jedni wyciągają ręce w stronę domów, a inni w stronę morza. Uznaje to za jakąś nieznaną jej grę. Pojawiają się znowu żołnierze i celnicy. Połowa się uśmiecha, połowa patrzy złowrogo.

         W zakończeniu Wędrówki Nabu dokonuje się nagła zmiana perspektywy. Znika punkt widzenia małej, afrykańskiej dziewczynki. Narrator się przeobraża. Teraz to Ktoś, kto patrzy uważnie (wrażliwy poeta?) i uderza czytelnika wstrząsającym w swej oczywistości stwierdzeniem, że trwa właśnie chwila, w której decydują się losy Nabu, która pójdzie się ogrzać i wypocząć. Albo znów wejdzie do wody.

        Ilustracje Joanny Rusinek współgrają z tekstem, są poetyckie, operują lekką kreską,  przyćmionymi, zgaszonymi barwami, sporo tu czerni, która znika w momencie zderzenia bohaterki ze światem plaży. Teraz dominują barwy jasne, wesołe. Pojawia się sporo realistycznych szczegółów: ktoś gra w piłkę, ktoś odpoczywa pod parasolem. Widać jakieś wiaderko, koszyczek itp.

       Wędrówka Nabu Jarosława Mikołajewskiego, z ilustracjami Joanny Rusinek, podobnie jak Bajka o Wojnie, fascynuje i niepokoi, a także – wabi tajemniczością i poezją. Pozostawia uczucie niepokoju, niewygody moralnej, co bardzo sprzyja rodzeniu się ważnych pytań. Zakończenie niemal wymusza na czytelniku, by powiedział, kim jest w beztroskim, barwnym tłumie zadowolonych plażowiczów: tym, który wskazuje na dom, czy tym, który wskazuje na morze. Trzeba dokonać wyboru. Innego wyjścia nie ma. Jednak pytań i problemów może tu być znacznie więcej.

          Trzy książki, o których była mowa powyżej, zostały wybrane według klucza subiektywnego. To takie pozycje, które mnie zachwyciły literacko i wizualnie. Które mnie głęboko poruszyły jako dorosłego czytelnika. Tylko pod taki warunkiem, moim zdaniem, można dobrze i uczciwie poprowadzić filozoficzne zajęcia z dziećmi.

Hanna Diduszko

 

[1] Wytwórnik filozoficzny należy do bardzo udanej dydaktycznie i estetycznie (co ma ogromne znaczenie w wychowywaniu dziecka, bo rzutuje na jego wrażliwość) serii wytwórników., to jest zeszytów kreatywnych, które są próbą połączenia pomysłowości autora-artysty z nieskrępowaną kreatywnością dziecka (traktowanego tu jak pełnoprawny artysta). Pierwszym wytwórnikiem w serii była praca młodej (ale posiadającej już spory dorobek w dziedzinie książki obrazkowej dla dzieci) graficzki Agaty Królak. Był to Wytwórnik kosmiczny (wydany we wrześniu 2016 r.), w którym autorka proponuje dzieciom kosmiczną podróż do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, pozwala zajrzeć do sondy Voyager, ale przede wszystkim pozwala się zastanowić nad miejscem człowieka we wszechświecie. Niedawno (tj. w maju 2017 r.) ukazał się też Punkt wyjścia. Wytwórnik geometryczny Marty Kopyt, gdzie autorka niestereotypowo buduje definicje punktu, odcinka, wielokątów, czy też koła,  zapraszając, niejako  przy okazji, do uważnej obserwacji otaczającego dziecko świata, w którym sucha na pozór geometria w nieoczywisty sposób może łączyć się z innymi sferami, na przykład z uczuciami i wyobraźnią.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.