Kryminał filozoficzny

Gianni Rodari, Był sobie dwa razy baron Lamberto, czyli tajemnice wyspy San Giulio. Przełożył Jarosław Mikołajewski. Zilustrowała Ewa Poklewska – Koziełło. (Warszawa 2004, Wydawnictwo Muchomor)

 

          Niewątpliwie mamy do czynienia z modą czytelniczą. Jest to moda na kryminały (niegdyś przyznanie się do ich czytania mogło grozić towarzyskim wykluczeniem, dziś – wydaje się – jest dokładnie na odwrót!). Pojawiają się one obficie również w literaturze dla młodego czytelnika.

              Gianni Rodari (1920 -1980) również ma na swoim koncie książkę, która jest czymś w rodzaju kryminału… Gianni Rodari  był pisarzem chętnie wydawanym w PRL-u (prawdopodobnie z powodu swoich sympatii lewicowych). W 1970 roku otrzymał za całokształt twórczości tzw. Małego Nobla (odznaczenie przyznawane przez IBBY, najważniejszą międzynarodową organizację, zajmującą się promocją książki dla młodego czytelnika). Był pedagogiem i miał świetne rozpoznanie dziecięcych potrzeb i oczekiwań. Jego znakomite książki, zapraszające dzieci zarówno do myślenia, jak i do krainy empatii i współczucia wobec słabszych (np. Gelsomino w Krainie Kłamczuchów, Podróż Błękitnej strzały, Przygody Cebulka) odeszły (niezasłużenie) w zapomnienie.

         Na szczęście na początku bieżącego stulecia książki Rodariego znów zaczęły się pojawiać na polskim rynku czytelniczym. Młodsze dzieci dostały do rąk Interesy Pana Kota, Historyjki o Alicji, która zawsze wpadała w kłopoty, Bajki na telefon, Marka i Mirka… Nieco starsze dzieci otrzymały zaś opowieść zatytułowaną tajemniczo – Był sobie dwa razy baron Lamberto czyli tajemnice wyspy San Giulio ( w znakomitym przekładzie Jarosława Mikołajewskiego, który już wcześniej zrobił wiele, by Rodari powrócił do Polski…)

          Kryminał? Tak! Baśń? Też! Przede wszystkim jednak mądra i przezabawna opowieść o pewnym ekscentrycznym baronie Lamberto, który, jak większość ludzi, nie był zadowolony z tego, że ma pogodzić się ze starością i ze śmiercią. Tylko że on, wbrew przekonaniu, że młodości i zdrowia nie można kupić za pieniądze, grając na nosie świętoszkom, kupił sobie jednak pewną usługę…

         Rodari bawi czytelnika (i to zarówno małego, jak i tego całkiem dorosłego) w konwencji kryminału. Mamy tu i zbrodniczego siostrzeńca, który czyha na bogactwa wuja, i żądną łupu a jednocześnie zabawną bandę, złożoną z dwudziestu czterech imienników barona. Mamy przygody, zwroty akcji a nawet trochę makabry (odcinanie baronowi – zakładnikowi palca i ucha, które jednak – za sprawą wspomnianej usługi – odrastają). Wszystko jak w kryminale.

         Jest to jednak kryminał zanurzony w świecie baśni. Sam tytuł (Był sobie dwa razy baron Lamberto) to pierwszy krok w ten świat, tyle, że baśniowość też wzięto tutaj w cudzysłów. Początek prawdziwej baśni brzmiałby przecież: był sobie raz baron Lamberto…

          Rodari mówi  młodym czytelnikom coś ważnego o niezgłębionej tajemnicy czasu i o ludzkich marzeniach. Robi to w sposób znakomity (zabawny i zajmujący) i nowoczesny literacko (łącząc poetykę  cudownej i pożytecznej baśni z poetyką kryminału). Mówi także coś, o czym rzadko pamiętamy na co dzień: o wielkiej sile tkwiącej w zdziwieniu (ze zdziwienia właśnie wyrasta wszelka pogłębiona refleksja, również ta, zwana refleksją filozoficzną), mówi o odwadze myślowej i o wspaniałej, mądrej zabawie, jaką  może dać łamanie stereotypów.

Hanna Diduszko

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.