Biedne chomiczęta (opowieść Naszej Jedynej Córeczki)

 

            Z tymi zwierzakami to jednak ciągle są kłopoty… Moje chomiki mają zwyczaj wyłazić z akwarium. Nie starcza im to, że je wyjmuję, głaszczę i biorę na kolana. One koniecznie muszą same! Gramolą się po kołowrotku, który jakoś blokują i on przestaje się kręcić. Bardzo są sprytne.

     Biegamy wtedy po domu i wyciągamy je zza różnych mebli, żeby wyprzedzić Kota, który na razie się nimi, co prawda, nie zajmuje, ale jednak tak jakoś łypie spod oka. Możliwe, że gdybyśmy go nie wyprzedzali, odezwałby się w nim Instynkt i Prawdziwa Natura. Bo nasz Kot ją jednak ma. Widać to, gdy na balkon przylatują gołębie. Kot najpierw patrzy, potem zwija się do skoku (przybiera naprawdę groźną minę), potem wypręża się i hops! Ale – na szczęście – trafia w szybę drzwi balkonowych. Uff. No ale taki chomik, co gania po podłodze, mógłby być dla naszego Kota kąskiem nie lada, więc lepiej nie ryzykować i wyłapać zawczasu to całe towarzystwo – jak mówi tata.

       Ostatnio mama zabrała jednego chomika do szkoły, gdzie pracuje pani Renata (która boi się pająków, ale chomików – wcale), do pracowni biologicznej. W naszym akwarium zrobiło się im za ciasno. Tam też zaczęły się ucieczki. Mój chomik, który został teraz chomikiem szkolnym, schował się w szczelinę, za półkę z książkami a uczeń mamy – Kuba – chciał go stamtąd wyciągnąć a że była to bardzo wąska szparka, więc próbował go wygrzebać swoim scyzorykiem. Na szczęście mama to zobaczyła. Zarekwirowała scyzoryk do końca lekcji i poprosiła, żeby sobie wyobraził, że to jego ktoś chce skądś wydłubać takim ostrym narzędziem.

        Ale chyba najgorsza rzecz przydarzyła się parę tygodni temu, kiedy chomiczki były jeszcze całkiem malutkie i jadły tylko mleczko swojej mamy. Już miałam wychodzić do szkoły, kiedy zobaczyłam, że w akwarium są tylko małe chomiczęta a mama znikła. Wybrała się na spacer. Jak to ona. Właściwie zupełnie nie miałam czasu, żeby jej szukać. Na pierwszą lekcję pani zapowiedziała sprawdzian. No ale co miałam zrobić? Rzuciłam plecak w kąt i zaczęłam szukać tej starej, niemądrej chomiczycy! Jak można zostawić małe, głodne dzieci i pójść sobie na spacer?! Szukałam wszędzie – pod biurkami i za regałem, pod łóżkami i za tapczanem rodziców. Nie było jej nigdzie. Myślałam, że się trochę spóźnię na ten sprawdzian, ale, że jeszcze mi się uda napisać. A tu nic. Nie ma i nie ma. Chomiki zaczęły piszczeć (a właściwie piszczały cały czas). Wzięłam pod pachę Kota i zaczęłam z nim chodzić po całym domu, żeby wywęszył tę niemądrą chomiczycę. Ale Kotu chyba się stępił Instynkt i akurat nie odzywała się w nim jego Prawdziwa Natura, bo, nawet we dwójkę, nie mogliśmy znaleźć kryjówki chomiczej mamy. Jej biedne dzieci kwiliły żałośnie. Na pewno były już okropnie głodne. No i było im smutno. Zostały w końcu bez mamusi.

       Zadzwoniłam do szkoły, do mojej mamy i zapytałam, co robić. Mama (na szczęście miała przerwę) powiedziała, żebym się na razie nie zamartwiała. Obiecała, że się poradzi pani Renaty, co robić z chomiczętami, gdyby ich mama jednak przepadła. Zadzwoniła na następnej przerwie z radą, żebym wzięła kroplomierz (był w lodówce z kroplami do nosa), wypłukała i dawała chomiczkom zwykłe mleczko po kropelce. Jakoś przetrwają do powrotu swojej mamy a potem się zobaczy.

         Strasznie płakałam, ale wymyłam ten kroplomierz i ostrożnie wyciągnęłam pierwszego chomika. Dałam mu trochę tego mleczka. Nie bardzo nam szło to karmienie, ale chyba w końcu wypił ociupinkę, bo przestał piszczeć. Potem wzięłam następnego – i to samo. Ciągle płakałam i karmiłam.  Przy trzecim chomiczku usłyszałam, że coś szura za moim łóżkiem. No tak! Wreszcie wylazła ta wredna chomiczyca i zabrała się za ziarenka, które jej nasypałam na środek dywanu, żeby ją zwabić. Zgłodniała i wyszła! To ci dopiero mama. Złapałam ją czym prędzej i wrzuciłam do dzieci. Do szkoły poszłam  dopiero na piątą, już ostatnią, lekcję.

         Mama napisała mi usprawiedliwienie i powiedziała, że jest ze mnie dumna i że bardzo dobrze zrobiłam, że się zajęłam moimi chomiczkami, ale prosiła, żebym się nie gniewała na chomiczą mamę, bo ona nie ma takiej natury jak człowiek, tylko ma naturę chomiczą. A chomicza natura jest inna niż natura ludzka. Tak już jest!

 

Jedna odpowiedź do “Biedne chomiczęta (opowieść Naszej Jedynej Córeczki)”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.