Bogate życie za szafą

 

Anna Onichimowska, Za szafą. Ilustrowała Anna Wielbut. (Łódź 2016). Wydawnictwo Literatura.

 

            Niełatwo jest opowiadać historie z życia wzięte, zwłaszcza te nie nazbyt dramatyczne ani też traumatyczne (tych drugich ostatnimi laty jest ci u nas dostatek) tak, by przemawiały do czytelnika i brzmiały przekonująco… Jednym z wypróbowanych chwytów jest przedstawianie historii z  punktu widzenia bohatera. Taki właśnie chwyt zastosowała Anna Onichimowska w książce Za szafą (z literackiej serii To Lubię wydawnictwa Literatura).

            Bohater – narrator ma w tym wypadku dziewięć lat i jest bystrym uczniem klasy trzeciej. Tata – dziennikarz, mama – pilot wycieczek zagranicznych, nastoletnia siostra szczęśliwie zakochana w nastoletnim sąsiedzie… Nic się właściwie nie dzieje. Ot, zwyczajne życie miejskiej rodziny inteligenckiej.

       Nie pojawia się ingerencja żadnej zewnętrznej Tajemnej Siły, co w literaturze dla dzieci bywa traktowane jako wygodny sposób na rozbudzanie fantazji. Tutaj mamy staromodny realizm. Zwykłość. Najbliższe otoczenie dziecka. Dobrze znani ludzie – rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, koledzy (Krystian jest najfajniejszy) i koleżanki (Agata jest najładniejsza), śliczna i sympatyczna (oraz mądra) pani Małgosia – nauczycielka (dziewięcioletnie serce narratora – bohatera  drży z żałości, że po wakacjach przyjdzie nieuchronne rozstanie!) czyli nudy.

      Nudy? Być może dla niektórych. Na przykład dla tych, co wciąż mają trudności ze składaniem liter. Na pewno nie dla wszystkich. Rozbudowane opowiadanie (w zamierzeniu ambitnego bohatera-narratora powieść autobiograficzna…) napisane klarownym językiem dostępnym dziewięcioletniemu odbiorcy, który bez większych trudności czyta samodzielnie, dostarczyć może nie tylko wielu okazji do uśmiechu (na przykład, gdy pani Małgosia otrzymuje siusiającą niespodziankę, czyli szczeniaczka Siniaka), ale i do obserwacji życia społecznego, relacji międzypokoleniowych, a nawet głębszych, wręcz filozoficznych, refleksji.

    Każdy czytelnik ma szansę wziąć z tej skromnych rozmiarów książeczki  to, co w tym momencie życia jest mu najbliższe, to, z czym się może utożsamić, co go porusza, ciekawi, zastanawia, śmieszy, wzrusza.

    Zwyczajne życie oglądane zza szafy, gdzie mieści się własny kącik narratora-bohatera w pokoju dzielonym z siostrą, jest bowiem całkiem bogate.

      Gdyby się chciało nazwać w dorosłym języku problemy, z którymi w sposób naturalny styka się dziewięciolatek, to byłoby ich sporo i nie byłyby to bynajmniej błahostki: odmienności kulturowe, wiara i niewiara w życie pozagrobowe, stosunek do tradycji rodzinnej i tradycji w ogóle, współpraca, dzielenie się dobrami, organizacja pomocy dla potrzebujących, budowanie i podtrzymywanie relacji pokoleniowych i tak dalej, i tak dalej.

   Książeczka (powieść autobiograficzna) kończy się pytaniem filozoficznym (Jeśli się nie myśli o czymś, to jakby tego nie było. A może naprawdę wtedy tego nie ma? – nabazgrałem w mojej książce).

   Autorka w  prosty sposób, z pełnym zaufaniem do inteligencji i wrażliwości odbiorcy mówi o różnorodności świata, skupiając uwagę na najbliższym otoczeniu małego dziecka i, po Korczakowsku, przyznając mu prawo do samodzielnego przeżycia i myślenia.

   Sprawy, które obserwuje i w których uczestniczy narrator–bohater nie są wcale proste, choć pozostają zupełnie zwyczajne. Szansa na ich dostrzeżenie i przeżycie, a potem – może i na refleksję, tkwi po pierwsze w całkiem bogatym, ale jednocześnie klarownym i na swój sposób prostym języku, który trafia wprost do młodego odbiorcy. Nie trzeba pokonywać barier niezrozumienia. Po drugie – w wiarygodności dobrze skonstruowanego narratora. Jest ambitny, odrobinę zarozumiały,  pomysłowy, koleżeński, gdy coś mu się nie podoba albo coś go zdenerwuje, potrafi, jak każdy normalny chłopak, się potarmosić, nie jest jednak zajadły, stara się rozumieć innych, no i przede wszystkim jest sympatyczny. Takiego kolegę chciałoby się mieć.

     Olbrzymią rolę odgrywają w książce ilustracje, które wspierają tekst literacki. Można by je nazwać ilustracjami dopowiadającymi. Dzięki nim młody czytelnik, który nawet jeśli czyta płynnie, to czyni to wciąż dość wolno, nie zostaje zaatakowany ogromem tekstu, lecz czyta całość – tekst i ilustracje i wszystko rozumie szybciej. Ilustracje dopowiadają wiele treści, opisują to, czego nie uczynił narrator. Wszystko staje się łatwiejsze w odbiorze, choć myślowo pozostaje  nie takie znów oczywiste.

     Podczas lektury i oglądania niezbyt długiej książki Anny Onichimowskiej (z ilustracjami Anny Wielbut) jest na czym zawiesić uwagę. Jest się nad czym zastanowić. Jednak, gdy ktoś nie jest na to gotowy, to wcale zastanawiać się nie musi, lecz może  po prostu książkę przeczytać i jakoś po swojemu przeżyć sympatyczną powieść autobiograficzną sympatycznego kolegi, pouczestniczyć w jego życiu, jak on polubić Kota, podroczyć się z Krysią, pokombinować, czym zaskoczyć panią Małgosię, poszukać zbiegłego z terrarium nowych sąsiadów węża boa. Książkę Anny Onichimowskiej, jak każdą literaturę z wyższej półki, można bowiem czytać na wielu poziomach.

  Za szafą Anny Onichimowskiej wyrasta wprost z tradycji adresowanej do dzieci literatury skandynawskiej, która od lat może być wzorem, jak bez mędrkowania, ale mądrze opisywać dzieciom świat i w ten świat je wprowadzać.

Hanna Diduszko

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.