Całościowo…

 

 

      O tak zwanych trudnych tematach w literaturze dziecięcej mówi się ostatnio naprawdę dużo. Książek, w których pojawia się na przykład problem śmierci, starości, choroby, uzależnień, rozpadu rodziny jest mnóstwo. O ile jeszcze do niedawna (powiedzmy dziesięć, piętnaście lat temu) można było mówić o pewnym przesycie tematyką radosną, optymistyczną i ciepłą (to ulubione określenie wielu autorów recenzji), to teraz mamy do czynienia z coraz częstszym wprowadzaniem tematów uznawanych za trudne. Przesada w drugą stronę? Nie wiem. A może znak czasów? Być może… Niewątpliwie jest to wynik zmiany perspektywy pedagogicznej.

        Dziecko przestało być traktowane wyłącznie jako obiekt działań wychowawczych, któremu należy serwować dobre wzory i pokazywać optymistyczną wizję świata. Zaczęto je postrzegać jako podmiot, który obserwuje, myśli i osądza, próbuje się umiejscowić w rzeczywistości, i którego dotyczą nie tylko różowe aspekty życia, ale często, niestety, również te najbardziej mroczne. Na tę zmianę perspektywy pozwolił dopiero wiek XX, stulecie dziecka (według określenia Ellen Key). U nas zaś trzeba było wielu lat, doświadczenia Korczakowskiego myślenia i powstania rozmaitych inicjatyw społecznych (w tym – oddolnych ruchów edukacyjnych), by dziecko jako odbiorca literatury, mogło liczyć na to, że obdaruje się je, zbliżoną do prawdziwej ,wizją świata.

        Jednak samo tylko podjęcie trudnego tematu nie powinno stać się, jak sądzę, tytułem do chwały autora, bo może to być zwykły przejaw ulegania pewnym modom literackim, istniejącym również w literaturze dla dzieci. Z tematami trudnymi, zwłaszcza z tymi, które stanowiły dotąd tabu, należy obchodzić się bardzo ostrożnie. Najlepiej, w moim przekonaniu, by temat taki nie był wyizolowany, lecz by stanowił jeden z elementów świata przedstawionego.

        Wydaje się, że lepiej dla czytelnika, by nie skupiał uwagi na jednej skomplikowanej i trudnej do pojęcia sprawie (śmierci, chorobie), lecz by dostrzegał ją w powiązaniu z innymi elementami rzeczywistości. W ten sposób literatura, z wszelkimi artystycznymi środkami, którymi dysponuje, ma szansę uczestniczyć w budowaniu spójnego obrazu świata.

         Ujęcie tematu śmierci w wielokrotnie analizowanej powieści Astrid Lindgren Bracia Lwie Serce odznacza się prawdziwą maestrią, ponieważ nie jest to wyłącznie opowieść o śmierci, ale i o wielu innych kwestiach, co najmniej tak samo wartych uwagi. Jest to więc opowieść na przykład o odpowiedzialności, czułości, uważności, o rozumieniu innych, wybaczaniu, sprawiedliwości, potrzebie wolności, konieczności walki o nią, obowiązku zwalczania zła, lojalności, prawdziwym braterstwie, no i, co jest tu jakoś zupełnie naturalne, o śmierci. To jest opowieść rozgrywająca się w sferze sacrum, gdzieś poza progiem ludzkiego życia, gdzie jest przestrzeń, może nie tyle na refleksję, co na bezpośrednie, wręcz dotykalne doświadczanie tego, co ważne.

      A oto dwa przykłady książek, w których śmierć jawi się jako jeden z elementów naszej ludzkiej kondycji. To nic, że mogą się wydać nieco przykurzone. Mimo lat, które upłynęły od ich powstania i wydania, zachowały swoją wartość. Ciągle są obecne na półkach bibliotek. Dobrze by było zachęcać dzieci (młodsze nastolatki) do ich przeczytania. Dobrze byłoby o nich choć chwilę porozmawiać.

      W 1996 roku ukazała się w Polsce nakładem Naszej Księgarni powieść Wyspa milczenia Patricii MacLachlan, gdzie śmierć jawi się jako istotny element świata przedstawionego, który skonstruowano właśnie wokół niemożności zmierzenia się z jej nieuchronnością.

        W Wyspie milczenia rodzice nie są w stanie mówić o śmierci swego synka, co sprawia, że nad życiem ich drugiego dziecka (córeczki – Larkin), małej dziewczynki, którą biorą pod opiekę, a także przyjaciół, cały czas wisi złowieszcza tajemnica, uniemożliwiająca znalezienie miejsca w świecie i zrozumienie siebie samych i innych ludzi. Jednak oprócz owego okrytego milczeniem zetknięcia ze śmiercią, zakończonego ucieczką nie tylko od głębokiego przeżycia żałoby, ale i od wyjścia na przeciw życiu, pojawiają się i inne sprawy – samotność, potrzeba bliskości, obowiązek szanowania cudzych uczuć, tolerancja czy też obcowanie ze sztuką (malarstwem, tańcem, sztuką słowa – poezją), która staje się prawdziwą mową uczuć. To książka głęboko poruszająca, choć nie ma tu akcji zapierającej dech w piersi (jak w Braciach Lwie Serce).

       Wyspa milczenia pozwala wejść młodemu czytelnikowi w mroczne obszary duszy i przyjrzeć się im uważniej. Zatrzymać na nich swoją myśl i przejrzeć się w niej jak w lusterku, sprawdzając, jaka (jaki) jestem ja? Czy rozumiem bohaterów? Jakie byłyby moje uczucia w podobnej sytuacji?

       Inna książka, traktująca przede wszystkim o życiu (częstokroć wesołym, pełnym przygód i ciepłym…), ale nie pomijająca również kwestii śmierci (i to gwałtownej), to wydana w 1995 roku (przez Oficynę Wydawniczą Rytm)  powieść australijskiej pisarki Ethel Turner Siedmioro Australijczyków. Absolutna klasyka. Książka została kilkakrotnie sfilmowana, australijski serial nakręcony na jej podstawie emitowała w latach siedemdziesiątych (a więc dawno, dawno temu, ale to jednak prawda…) również polska telewizja.

       Powieść powstała w roku 1894, a zatem nim nastało stulecie dziecka, ale widać w niej, zapowiadający zmianę perspektywy pedagogicznej, charakterystyczny dla wielu nurtów obecnych w pedagogice XX wieku, partnerski stosunek do dzieci. Przejawia się on już na poziomie narracji, prowadzonej w trzeciej osobie, ale z ujawniającą się od czasu do czasu narratorką, która zwraca się bezpośrednio do czytelnika (np. Nim przystąpicie do lektury tej opowieści, winna jestem wam kilka słów ostrzeżenia (…) Pozwólcie, że opowiem o moich bohaterach (…) Z trudem, mozolnie pisałam ostatnie dwa rozdziały). Zabieg taki zmniejsza dystans i sprawia, że odległe w czasie i przestrzeni wydarzenia mogą stać się bliskie również dzisiejszemu młodemu odbiorcy.

     Dziewiętnastowieczna autorka nie odmawia dzieciom prawa do krytycznej oceny dorosłych, twierdzi nawet, że dzieci mogą im pomóc (jeden z dorosłych bohaterów jest alkoholikiem, a przyjaźń, jaką obdarowuje go niedorosła dziewczyna, daje mu psychiczne wsparcie i szansę na odzyskanie wiary w siebie). Atmosfera powieści jest radosna. Dotyczy codzienności dużej rodziny, w której panuje nieustający rozgardiasz. Przygoda goni przygodę, a psota – psotę. Ojciec (wdowiec) próbuje opanować wesołą gromadkę, jego młoda żona (starsza zaledwie o cztery lata od swej najstarszej pasierbicy) staje zwykle po stronie rozhukanych i nadzwyczaj pomysłowych psotników. W taki świat – zupełnie niespodziewanie – wdziera się śmierć jednej z głównych bohaterek: dziewczynka, prowadzona tyleż instynktem, co uczuciem, osłania przyrodniego braciszka przed potężnym, walącym się drzewem. Dziecko uchodzi bez szwanku, ale jego siostra ma złamany kręgosłup. Żyje jeszcze zaledwie parę chwil, podczas których ma czas jedynie, by uspokoić rodzeństwo (nie czuje bólu), wyrazić swoje uczucia (nie chce umierać), poprosić o pocieszenie (hymn), uścisnąć brata, z którym łączyła ją najsilniejsza więź. Śmierć w ujęciu australijskiej pisarki to element rzeczywistości – bardzo smutny, ale taki, który przyjmuje się ze spokojem i godnością.

          Śmierć siostry to dla rodzeństwa wielki smutek, ale dzieci w sposób instynktowny wiedzą, jak się zachować; czują, że powinny być blisko, trzymać za rękę, utulić, zaśpiewać pieśń, o którą prosi umierająca i pocieszać, mówiąc o rychłym spotkaniu ze zmarłą mamą. Dzieci są naturalne (może dlatego, że wielu zachowań uczyły się, obserwując świat przyrody, z którą miały bliski, codzienny kontakt od momentu urodzenia). Dają, co prawda, upust wielkiemu żalowi, ale czują, że przede wszystkim powinny swej siostrze towarzyszyć w tym ciężkim dla wszystkich momencie rozstania.

       Siedmioro Australijczyków to dzieło powstałe dawno temu… Można je uznać za staroświecką, niemodną ramotę, ale można też spróbować przeczytać je na nowo, zauważając, że nie jest powieścią, w której mozolnie podjęty został trudny temat, lecz książką, mówiącą o rzeczywistości. Tutaj przeplatają się chwile radości z chwilami smutku, szczęście współistnieje z cierpieniem. Tak po prostu jest. W dodatku niezależnie od czasu. Wzruszenie i poruszenie przydaje się zawsze, bo rzeczywistość można poznawać na różne sposoby, również za pomocą uczuć.

          Dobra literatura daje obraz prawdziwy. Książki pisane na fali mody (na przykład – mody na poruszanie trudnych tematów) nie zawsze są dobrą literaturą i obraz świata w nich przedstawiony może przypominać krzywe zwierciadło, a w nim lepiej nie oglądać swoich myśli.

Hanna Diduszko

 

 

Jedna odpowiedź do “Całościowo…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.