Uwodzicielskie i zwariowane…

 

Zofia Beszczyńska, Tajemnicza ścieżka. Ilustrował Zdzisław Witwicki. Ezop Agencja Edytorska. Warszawa 2004.

 

     Jak opowiadać dzieciom historie? Oto jest pytanie! Najlepiej w rozmaity sposób… Może, na przykład, tak, jak zrobiła to Zofia Beszczyńska w maleńkiej książeczce Tajemnicza ścieżka? No właśnie!

     Zofia Beszczyńska opowiada dzieciom  trzy historie, których najbardziej widoczną (na pierwszy rzut oka) cechą jest to, że są to historie uwodzicielsko zwariowane.

   W pierwszej – dziwny, fioletowo-liliowy stwór, przypominający trochę dziobaka, ucieka zieloną ścieżką w głąb obrazka, którego jest głównym bohaterem. W drugiej – bardzo niegrzeczna dziewczynka – Ula, która: nie słuchała nikogo: ani  rodziców, ani brata, ani nawet psa musi borykać się z własnym cieniem (o imieniu Alu). W trzeciej – inna dziewczynka Kamyk Róża (lub, bo nie jest to pewne, Róża Kamyk) wdaje się w rozmowę z kamieniem i kwiatem i oddaje im swoje imię i nazwisko…

   Króciutkie opowiadania (a może baśnie?) są zwariowane, bo nie rządzi tutaj logika świata realnego, ale swoisty porządek uczuć i tajemnica metafory. Są zwariowane w sposób uwodzicielski, bo nie sposób się oprzeć ich urokowi tak, jak nie sposób się oprzeć poezji, której nie trzeba rozumieć, ale która dociera od razu gdzieś głęboko i trafia wprost do serca.

     Dziobadło – stwór z pierwszego opowiadania – czuje się samotne i znudzone, bo ileż można przebywać na obrazku w fioletowych ramkach? Stąd decyzja, by wyruszyć w drogę. Spotkanie innych stworków Muchochoda (istotkę przypominającą muchomora, ale lubiącą piesze wędrówki) i Piaskała (stworka, który ma dużo z bałwanka, tyle, że jest z piasku) sprawia, że wszystko staje się jakieś bardziej znośne, normalnieje… Można bezpiecznie wrócić do swoich ram.

    W tym krótkim opowiadaniu autorka w kapitalny sposób wchodzi w świat wyobraźni a także (a może – zwłaszcza…) uczuć dziecka. W metaforyczny sposób przedstawia drogę od poczucia samotności i znudzenia do odnalezienia ukojenia (stwarza je towarzystwo przyjaciół) i wpisania w bezpieczną codzienność. Zakończenie opowiadania daje przy tym rozszczelnienie tej bezpiecznej codzienności… Zawsze można czmychnąć zarówno w głąb obrazka, jak i wyjść z jego ram.

        Dziobadło to tekst świetnie nadający się do rozmowy z dziećmi. Porusza takie struny, które istnieją w człowieku od zawsze i – często – wcale nie znikają z wiekiem: poczucie zagubienia, samotności, nieokreślonego lęku, chęci ucieczki gdzieś w nieznane, może – w głąb (siebie?)… To, że mogą istnieć również w duszy dorosłego czytelnika stwarza  szansę na prawdziwą rozmowę, do której potrzebne są przecież dwie strony…

     Ula i Alu również każe wspólnie zastanawiać się nad sprawami ważnymi, a może wręcz najważniejszymi, takimi jak, na przykład, istota grzeczności i niegrzeczności (mówiąc dorosłym językiem, na czym polega przystosowanie do norm społecznych), czy niegrzeczność ma coś wspólnego z wolnością… Ula pozwala sobie na rozmaite szaleństwa. Jest nieokiełznana w swoich zabawach. Potrafi się w nich całkowicie zatracić. Natomiast cień Uli, niejaki Alu czuje się skrzywdzony szaleństwami swojej pani. Jest przez nią wielokrotnie poszarpany. Boi się unicestwienia, co wywołuje współczucie dziewczynki. Wzruszający jest obraz łez Uli, padających na Cień i tworzących jasne smużki, jakby zrobione ze światła… Dziewczynka zaczyna współczuć swojemu cieniowi. Zaczyna myśleć. Zaczyna… lepiej rozumieć samą siebie.

    Kamyk i Róża to opowiadanie, które pozwala zastanowić się przede wszystkim nad istotą języka, nad konwencjonalnością znaków językowych. Ważna jest tu również uważność w patrzeniu na świat, współczucie wobec innych bytów. Dziewczynka zauważa kamień leżący przy drodze i wydaje się jej, że kamyk wygląda… nieszczęśliwie, ponieważ nie ma imienia. Oddaje mu więc swoje, bo bardziej pasuje. Odtąd kamyk ma na imię Kamyk! A dziewczynka ma poczucie spełnienia dobrego uczynku… Napotkany z kolei po drodze kwiat – róża – cierpi z kolei z powodu braku świadomości. Nie wie, kim jest. Nie wie, skąd się wziął. Nie zna swego imienia. Dziewczynka oddaje mu swoje imię, stając się tym samym Dziewczynką Bez Imienia. Ma jednocześnie poczucie, że to nic w niej nie zmienia. No i mamy problem powiązania między świadomością a językiem…

   Zakończenie zaprasza do aktywności myślowej, ponieważ Autorka zwraca się wprost do czytelników, zachęcając ich do znalezienia nowego imienia dla dziewczynki.

    Opowiadania Zofii Beszczyńskiej zostały wspaniale zilustrowane. Autorem tych maleńkich arcydzieł jest niezapomniany, zmarły w ubiegłym roku (2019) Zdzisław Witwicki, współtwórca tzw. polskiej szkoły ilustracji. Ilustracje dookreślają tekst, pokazując – malarskimi środkami –  jak wygląda dziobadło (a wygląda i barwnie, i bezbronnie, i wzruszająco), z jaką ekspresją Ula szarpie swój cień, jak kwiat nabiera barw i piękna pod wpływem otrzymanego daru.

   Tekst i ilustracje odbierane przez czytelnika jednocześnie uruchamiają zarówno przeżycia emocjonalne i uczuciowe, jak i sferę myślenia. Pozwalają rozpoznać w bohaterach cząstkę samych siebie, współczuć innym (i samym sobie trochę też…), wywołują zaskoczenie, co z kolei może wywołać falę pytań.

    Ale nawet, jeśli nie popłyną pytania, które mogą być początkiem rozmowy i rozważań i stanie się tak, że mały czytelnik (bo książka jest przeznaczona raczej dla dzieci młodszych 3+, choć, osobiście, czytałabym ją również przedszkolakom i uczniom młodszych klas szkoły podstawowej) zatrzyma się na poziomie przeżyć i uczuć, to nic nie szkodzi… Będą to bardzo ładne przeżycia, bardzo ciepłe uczucia…

Hanna Diduszko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.