List z przeszłości

 

 

         Wchodzę na strych sama. Samiuteńka. To wykroczenie. Wiem doskonale, ale tak bardzo potrzebuję tej chwili odosobnienia, że postanawiam znieść jakoś – wiem, że nastąpią nieuchronnie –   pełne wyrzutu gderliwe konsekwencje. Bolą chyba gorzej niż kary cielesne wymierzane obficie moim rówieśnikom (koleżanki nie mogą uwierzyć, że nigdy nie dostaję lania; myślą, że w takim razie mogę robić wszystko…).

          Strych… Siadam w moim ulubionym ciemnobordowym fotelu z półokrągłym oparciem. Tylko jedna sprężyna uwiera leciutko, ale to prawie niezauważalny dyskomfort. Wokół pachnie kurzem i tajemnicą.

            Wiem, że fotel czekał na te odwiedziny. Rozumiemy się dobrze z moim strychowym fotelem-przyjacielem! Wprawiam go w leciutki bujany ruch a on ożywa (choć to nie jest wcale fotel bujany).

              Powoli wędruję wzrokiem po mniej lub bardziej chorych sprzętach. Co to? Skąd to? Do czego to? Nad głową drgają sznury na bieliznę. Gdy przychodzę tu z babcią, podaję jej klamerki do przyczepiania świeżo wypranej pościeli.

             Ciemny kąt… Coś tam stoi. Czy ja to wcześniej widziałam? Podchodzę do zielonej, mocno odrapanej komódki, kulejącej na jedną nogę, na pewno poniemieckiej i otwieram kolejno szufladki i szuflady ułożone jedna pod drugą na kształt schodków.

           Ręka wędruje do wnętrza pierwszej. Znajduję tam przybrudzony kłębek nici z wpiętą igłą.

            Druga szufladka jest pusta (nie licząc odrobiny piasku, czy kurzu, który zagnieździł się w tylnym, prawym rogu).

          W trzeciej – drewniana, obtłuczona gałka… Do szafki? Komody? W każdym razie to gałka, która powinna być przytwierdzona do jakiegoś mebla.

           Czwarta szufladka jest pusta. No nie całkiem. W kąciku tkwią jakieś drewienka, drzazgi. Może coś się tu rozpadło. Ale nie bardzo wiadomo, co.

              Została jeszcze jedna szufladka, umieszczona najniżej. Wsuwam rękę i – początkowo – wydaje mi się, że też jest pusta. Ale nie. Palce natrafiają w samym jej końcu na papier. Wyciągam kopertę. Jest zaklejona. Obracam ją przez chwilę i dopiero po jakimś czasie widzę, że w prawym dolnym rogu coś jest napisane. Napis (zrobiony ołówkiem) jest zupełnie wyblakły. Nic dziwnego, że go nie zauważyłam od razu. Usiłuję odczytać blade, zatarte i jakieś takie koślawe litery… No nie… Nie… Nic z tego. Nie dam rady. Niektóre litery są jakieś inne niż te, których nas uczy pani Zosia. No i tworzą jakieś dziwaczne wyrazy.

               Postanawiam zabrać kopertę ze sobą. Cicho wymykam się ze strychu. Przyczajona czekam na schodach. Słyszę, jak przed drzwiami w szklane różyczki staje mama. Wróciła z biura. Wiem, że po wejściu do mieszkania zwykle przez parę minut beztrosko nie zamyka drzwi. Kręci się po przedpokoju, rozpina płaszcz, wiesza go w szafie, spogląda w lustro… Poprawia te swoje niesforne loki. Potem idzie do szafki na buty. Zdejmuje z nóg  biurowe, stukające wesoło szpileczki… Zakłada czarne, haftowane w kwiatki kapciuszki z cepelii, które tak zgrabnie opinają jej stopy…Wtedy jest odwrócona tyłem do drzwi wejściowych. Będę je mogła uchylić. Czekam właśnie na ten moment i, po chwili,  niepostrzeżenie wsuwam się do sypialni rodziców.

             Wpatruję się w znalezioną w chorej komódce kopertę i w wyblakłe, jakieś chwiejne i koślawe  litery. Czekam. Mamusia wchodzi do sypialni. Biegnę do niej. Przytula mnie mocno.

              – Byłam na strychu! – wyznaję (zupełnie nielogicznie, bo się przecież jeszcze przed chwilą chciałam przemknąć niezauważenie…) i łzy same napływają mi do oczu.

          – No, już dobrze, dobrze… –  mamusia przytula mnie i kołysze. Robię się mała, całkiem maleńka. A przecież mam już ponad siedem lat!

 – No co tam? Jakiś skarb?

–  Nie, nnie wiem…– szlocham cichutko.  – W szufladzie była taka koperta… Nie wiem, co tu napisane.

          Mama bierze ode mnie kopertę. Ogląda ją ze wszystkich stron, w końcu – jak ja przed chwilą – wpatruje się w zatarty napis:  Fűr meine unbekannte Freundin – czyta powoli.

– Zobaczymy, co jest w środku.

         Koperta, rozcięta drewnianym mieczykiem, oddaje w miękkie dłonie mamy lekko pożółkłą kartkę. Mama wpatruje się w litery, marszczy czoło. Czyta. Widzę jak stopniowo zmienia się jej twarz. Moja mama blednie. Jest teraz tak biała, jak marmurowy blat toaletki.

– To do ciebie. –  mówi po długiej chwili.

– Ale jak to?! To jest jakieś stare!! I ja nic z tego nie rozumiem! Jakieś koślawe litery! Całe żółte!!!

 – To po niemiecku. Przetłumaczę i przepiszę ci dużymi literami, żebyś dała radę sama przeczytać.

      Czekam. Zapadam się w sobie. Serce stuka – stuk, stuk, stuk.

          Mama znika w gabinecie. Słyszę, że sadowi się za olbrzymim niczym słoń biurkiem.

     Idę do kuchni i z blaszanej puszki wyciągam maślane, babcine ciasteczka… Czekam.

Po chwili mamusia wręcza mi kartkę.

– Siadaj! Jesteś mądrą dziewczynką. Przetłumaczyłam dla ciebie list od dziewczynki, która tu kiedyś mieszkała. Może nawet w tym mieszkaniu. Tak, to mogło być to mieszkanie…

Mama przełyka ślinę.

– No, w każdym razie, kiedy to pisała, musiała być mniej więcej w twoim wieku. Nnie… Może troszeczkę starsza… Przeczytaj i pomyśl.

– Czy mogę pójść z tym na strych? – ryzykuję.

– No dobrze. – mama zaśmiała się cichutko, a loki zatańczyły wokół piegowatej buzi. – Tylko się tym nie chwal… Zwłaszcza babci…

        Rzuciłam się mamie na szyję i pognałam po schodach. Na strych! Na strych!

         Miękki, ciemnobordowy fotel – jak przypuszczałam – czekał na mnie równie niecierpliwie jak ja na niego. Usiadłam, rozprostowałam kartkę i zaczęłam czytać:

Do mojej nieznanej przyjaciółki

                  Moja droga, nieznana przyjaciółko!

Piszę do Ciebie, bo nie mam komu powiedzieć, jak bardzo się boję. W nasz dom uderzyło kilka pocisków. Ściany trzęsły się okropnie. Byłam akurat w komórce po słój z powidłami. Rodzice, babcia i dziadek, mój maleńki braciszek Franz gdzieś przepadli. Nie ma też naszej pani Mariki. Nie mam pojęcia, co się z nimi stało. Cały dom nagle jest pusty! Obszukałam mieszkanie. Wyszłam na schody, ale z dołu dochodziły okropne wrzaski, więc wróciłam i weszłam pod sofę w pokoju przejściowym. Siedziałam tam sama nie wiem, jak długo. W końcu okropnie zachciało mi się siusiu, więc poszłam. Ciągle nie było nikogo. Potem zajrzałam do kuchni i wzięłam sobie babcine maślane ciasteczka z blaszanej puszki. Tylko to znalazłam. Szafki były pootwierane.. W imbryku była woda, ale już wystygła. Napiłam się. Teraz siedzę na strychu i piszę do Ciebie ten list. Bardzo się boję. Boję się wyglądać. Nie wiem, co dalej robić. Boję się. Bardzo, bardzo. Nie wiem, co dalej robić. Nie wiem. Zaopiekuj się, proszę, moją lalką Emildą. Została w pokoju, na szafce koło łóżeczka Franza. Niedawno mama uszyła dla niej nową sukienkę (z mojego starego fartuszka). Bardzo się boję, moja kochana, nieznana przyjaciółko. Teraz będę próbowała znaleźć jakiś koc albo coś do przykrycia. Może pani Marika nie zabrała ze strychu tej starej pierzyny babuni? Widziałam ją tu niedawno, jak byłyśmy wieszać pranie (zawsze podaję pani Marice klamerki). Bardzo się boję.

                                 Dobranoc! Śpij dobrze, moja droga, nieznana przyjaciółko.  Tylko Ciebie teraz mam… Ja też spróbuję zasnąć. Muszę być dzielna. Mamusia mówi, żebym była dzielna. Będę dzielna.

                                                              Twoja Lisbeth

       Skończyłam czytanie. Położyłam list na stoliku. Jakoś zeszłam po schodach na nasze drugie piętro. Pchnęłam drzwi w szklane różyczki. Mama siedziała na łóżku w sypialni. Patrzyła w drzwi. Czekała na mnie.

           Podeszłam do mamusi i przytuliłam się mocno. Jej żółta bluzeczka pachniała perfumami Soir de Paris. Dostała je w prezencie od pani Jadzi – telefonistki. Jej brat po wojnie nie mógł wrócić do Polski. Zamieszkał w Paryżu. To stamtąd przysyła perfumy w granatowych flakonikach.

 

2 odpowiedzi na “List z przeszłości”

  1. Dziękuję za opowiadanie.
    Im człowiek jest starszy, tym bardziej przeżywa przeszłość. I wspomina babcine, mamine opowieści i wdzięczny jest Opatrzności, że nie musiał żyć w tych straszliwych czasach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.