Serce tylko do kochania

 

Małgorzata Strękowska-Zaremba, Dom nie z tej ziemi. Zilustrował Daniel de Latour. Warszawa 2017. Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”.

 

        O strachu bardzo trudno mówić. Trudno wyrazić swój strach. Bywa paraliżujący. Osadza w miejscu. Zatyka. Osłabia. Dotyczy to chyba każdego człowieka, niezależnie od tego, ile ten człowiek ma lat. Można sobie z nim jakoś radzić – rozmawiać z przyjaciółmi (lub z wybranym specjalistą od rozwiązywania wybranych problemów…), przetwarzać strach w obrazy, w wiersze, w filmy, w muzykę…

            A co ma robić dziecko, które jest śmiertelnie przerażone? To dziecko może, niestety, znacznie mniej. Nie ma tylu narzędzi, co dorosły. Jest w gorszej sytuacji, zwłaszcza, gdy  pozostawiono je sobie, oddano Demonowi Strachu na pożarcie… Zdarza się, że dziecku udaje się jednak podjąć próbę wypracowania narzędzia do walki ze strachem. Tym narzędziem bywa przeniesienie się do swego wewnętrznego świata. Zwykle jest to świat wyobraźni i zmyślenia. Dzieci uciekają tam chętnie.

            Opis takiej właśnie sytuacji stworzyła Małgorzata Strękowska-Zaremba w boleśnie przejmującej opowieści o strachu dziecka, o bezdennym przerażeniu, samotności, dzielności, bohaterstwie i wielkim darze miłości.

            O losie  Marysi, która przebywa w świecie zmyślenia i wyobraźni, zapraszając doń jedynego gościa, który potrafi podobnie jak ona „patrzeć, słuchać i czuć”, opowiada narrator skonstruowany przez autorkę w bardzo kunsztowny sposób. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie i toczy się w trzech przestrzeniach.

          Narrator istnieje w przestrzeni wnętrza dziewczynki, jednocząc się z jej trudnymi przeżyciami i w pełni uczestnicząc w tworzonych przez bohaterkę sytuacjach. Tworzy dialogi, które dziewczynka prowadzi z własnym sercem („Kim jest Długi?! – serce Marysi dobijało się o odpowiedź i plątało jej myśli. – Cicho bądź! – ofuknęła je w duchu” ), zna myśli Marysi („Strasznie pytalska ta mama  pomyślało się Marysi”), ale i widzi ją z zewnątrz, jednak w taki sposób, jakby to ona sama na siebie patrzyła („Duże oczy Marysi błyszczały jak lustra oświetlone zielonym słońcem. Gdy przyglądała się im w samotności, widziała ukryte głęboko niechciane myśli”).  Marysia jest dzielna a nawet bohaterska. Próbuje ratować mamę, braciszka i siostrzyczkę. Miewa też poczucie winy. Uważa, że to ona rozgniewała dom, który przemienia tatę w potwora  („– To kamyki wywołały jego gniew! Jest zły na mnie… (…) Gdyby nic go nie bolało, może byłby łagodniejszy. Zrzuciłby czasem kilka zabawek z półki albo rozbił parę szklanek, ale nie zmieniałby taty w potwora, który rzuca się na mamę i straszy dzieci. Może tak by było…”). Narrator został skonstruowany w taki sposób, by jak najlepiej i najgłębiej zrozumieć istotę przeżyć dziesięcioletniej bohaterki i jak najbardziej prawdopodobnie, bez zbędnych zniekształceń o tym opowiedzieć.

                Narrator przenosi się czasem do wnętrza drugiego bohatera – piątoklasisty Daniela, zręcznego Spidera, który odkrywa kryjówkę Marysi w krzakach i, wiedziony ciekawością, sympatią, chęcią uczestnictwa w przygodzie, ale także intuicją, nakazującą towarzyszyć drugiemu człowiekowi w potrzebie, uczestniczy w śledzeniu złowieszczego domu. Daniel wkracza z koleżanką w podziemny labirynt. Jest przy niej, choć czasem przeżywa obawy. Umie „patrzeć, słuchać i czuć”. Narrator i tym razem, podobnie jak to było w przestrzeni Marysi, dopuszcza do głosu serce chłopca („Co się jeszcze wydarzy? – pytało jego wytrącone z rytmu serce. Zastanawiało się, czy Marysia i Daniel zdołają wrócić z otchłani ciemności”), zna jego myśli i uczucia („ … Marysia (…) zamiast wrócić do siebie, poszła do t e g o  domu jeszcze raz – zakończył. Beze mnie – pomyślało mu się. Mimo woli poczuł ukłucie zazdrości i żal do Marysi”). Przeżycia Daniela, który, jako jedyny został wpuszczony do wewnętrznego świata młodszej koleżanki, też są przedstawiane w zmetaforyzowany sposób. Przejmująca jest, na przykład, scena, gdy pobita Marysia leży na szpitalnym łóżku a Daniel (przed chwilą jeszcze na nią zły) obserwuje monitor rejestrujący pracę jej serca („…Pipipipi… komputerowe serce przestało nadążać za jej własnym i rozpadło się na tysiące kryształowych pikseli jak szklana kula pod ciężkim młotem. Monitor zgasł, zaraz jednak rozbłysnął ponownie. Daniel zobaczył na nim małe milczące serce małej milczącej dziewczynki popękane jak skorupka ptasiego jajka”).

            Narrator wychodzi czasem poza dwoje głównych bohaterów, przenosząc się do przestrzeni świata zewnętrznego: opisuje najzwyklejsze pod słońcem sytuacje, które zdarzają się w najzwyklejszym pod słońcem domu Daniela. Takim domu, w którym są kochający i rozumiejący dziecko rodzice – współodczuwający tata, troskliwa mama i ten wstrętny żartowniś – starszy brat…

                 To właśnie rodzice chłopca spieszą ostatecznie z ratunkiem i pomocą jego dzielnej koleżance. Przygarniają Olę i Łukasza (rodzeństwo Marysi) na czas pobytu w szpitalu ich mamy. Mama Daniela wręcza dziewczynce znaleziony przez syna pamiętnik, gdzie Marysia na niezapisanych jeszcze kartkach może opowiedzieć o złu, którego ostatnio doświadczyła. Dziewczynka próbuje to zrobić. Wyznaje w końcu, że kłamała: „Nigdy nie spadłam z drzewa, miałam sińce i zadrapania, bo lew szarpał mnie i popychał”. Nie jest jednak w stanie mówić o ojcu. Pojawia się on w masce lwa: „Dziś w nocy broniłam Oli, Łukasza i mamy przed lwem. Ale lew zepchnął mamę ze schodów, a mnie pobił”

              Język narracji we wszystkich trzech przestrzeniach (przestrzeni Marysi, przestrzeni Daniela i przestrzeni świata zewnętrznego) przesycony jest poezją. Autorka zdecydowała, że tylko tak można w najlepszy sposób opowiedzieć  o traumatycznych przeżyciach dziewczynki, doświadczającej przemocy i lęku o młodsze rodzeństwo. Tylko zmetaforyzowany język, nie stroniący również od porównań jest w stanie uchylić ciężką bramę do niezrozumiałej rzeczywistości przemocy wobec drugiego człowieka, wobec dzieci… Zwykły język, używany do opisywania zwykłego świata, nie udźwignie takiego ciężaru…

            Książka Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby zabiera czytelnika, tego młodego i tego całkiem dorosłego (bo „Dom nie z tej ziemi” z zainteresowaniem i wzruszeniem przeczyta również człowiek dorosły) w podróż do świata trudnych dziecięcych przeżyć i trudnych, a czasem niemożliwych do zrozumienia sytuacji.

                     Jest to podróż pełna emocji i pogłębiających się w miarę lektury uczuć. Czytelnik doznaje ciekawości, zaniepokojenia, obawy, lęku, przerażenia, strachu, współczucia, a wreszcie odczuwa ulgę i nadzieję. Nadzieja otwiera się na ciszę, która przestaje być złowieszcza. Teraz jest to cisza „z ćwierkaniem, z miauczeniem, ze śmianiem się i z oddychaniem”. To nadzieja na piękny, pozbawiony przemocy świat, gdzie są ptaki radość i spokój.

             Autorka mówi do czytelnika w sposób zmetaforyzowany, nie straszy go jednak dziwnością obrazów, ani nie obarcza trudnościami ponad miarę. Akcja tocząca się na granicy świata wyobrażonego (wewnętrznego świata bohaterów) i rzeczywistego (świata zewnętrznego przedstawionego w opowieści) narasta od poziomu zaciekawienia do dramatycznej kulminacji. Jest po prostu interesująca. Potrafi zaciekawić i utrzymać czytelnicze napięcie  na stałym poziomie od początku aż do rozwiązania.

               Jestem przekonana, że metaforyzacja języka narracji w połączeniu z ciekawą akcją to doskonały sposób mówienia o trudnym świecie,  mającym swoje ciemne strony, z którymi każdy człowiek prędzej, czy później będzie miał do czynienia. Dziecko-czytelnik oswaja się w interesujący sposób z metaforą, traktując ją jako coś absolutnie naturalnego. Dzięki metaforze potrafi patrzeć głębiej. Wychodzi poza oczywistość. Nie pozostaje na powierzchni zdarzeń i uczuć. Nie będzie „opukaną Anią”, koleżanką Marysi, która wszystko, co nie przystaje do jej, mocno ograniczonej, sfery uczuć uważa za nienormalne, warte jedynie gestu puknięcia się w czoło. Dziecko-czytelnik obcujące z językiem tej niezwykłej opowieści może stać się takie, jak Daniel, który więcej widzi i czuje. I jak Marysia. Po wstrząsającej relacji w swoim pamiętniku o lwie napisała : „Nie mam serca do bicia”, a Daniel pomyślał, że jest to serce do kochania. Oby serc do kochania było jak najwięcej…

           Książka została starannie wydana i w przemyślany sposób zaprojektowana. Jest w niej dużo światła i przestrzeni (pomiędzy rozdziałami pozostawiono puste kartki), co pozwala czytelnikowi znaleźć czas na uporządkowanie emocji i myśli. Ilustracje Daniela de Latoure’a współgrają z treścią. Delikatna kreska subtelnie współtworzy klimat niepewności, ułatwia czytelnikowi wizualizację wewnętrznego świata głównej bohaterki.

„Dom nie z tej ziemi” to literatura przez wielkie L.

Jedna odpowiedź do “Serce tylko do kochania”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.