Iść przez myślenie jak przez ulicę

 

Bruno Gibert, Niebo. Tłum. Z francuskiego: Julian Kutyła. Oprac. Typograficzne: Anna Niemierko. Warszawa, Wydawnictwo Wytwórnia 2011.

 

            Książka Brunona Giberta Niebo wydana u nas w roku 2011 przez Wytwórnię (wydawnictwo dbające o wysoki poziom graficzny) wpisuje się w coraz dłuższy szereg książek adresowanych do młodszych dzieci, w których obecny jest temat śmierci. Mamy na naszym rynku sporo takich pozycji. Przypomnijmy na przykład poruszającą baśń Georga Maaga Ogród, z ilustracjami Irene Bedino (Nasza Księgarnia 2005), mądrą i krzepiącą opowieść Kima Fupza Aakesona (z ilustracjami Evy Ericson) – Esben i duch dziadka (Media Rodzina 2006), bardzo ważną (i piękną) książkę francuskich autorów Davide’a Cali i Serge’a Blocha A ja czekam, gdzie śmierć, obok dorastania, uczuciowości, miłości, radości rodzicielstwa, obcowania z naturą, pojawia się jako naturalny składnik ludzkiego losu (Hokus-Pokus 2007), pełną wyjątkowego uroku i mądrości opowieść Dziewczynka i drzewo kawek Rity Jalonen, z ilustracjami Kristiny Louhi (Tatarak 2009), czy też wreszcie przejmującą książkę Kolorowy szalik Barbary Kosmowskiej (Wydawnictwo Literatura 2014). Jest tego dużo więcej.

            Na tym pięknym i wartościowym tle mamy też Niebo, które także jest na swój sposób piękne, a na pewno – wartościowe, ale zdecydowanie inne. Wyróżnia się skromnością środków i prostotą. Nie przemawia ani językiem baśni, ani poezji. Nie jest adresowane – jak wymienione powyżej pozycje – do dziecka obdarzonego szczególną wrażliwością. Wydaje się, że Niebo może mieć naprawdę szeroki krąg odbiorców.

            W warstwie słownej jest niezbyt długim (zaledwie 35 wersów) monologiem dziecka, które w sposób bezpretensjonalny a jednocześnie naturalny i pozbawiony lęku zastanawia się, jak to jest w niebie. Wspomina zmarłego przedwcześnie (zaledwie sześćdziesięcioletniego) dziadka, rozmyśla o nim i wyobraża sobie, jakby to było, gdyby był blisko (ma poczucie jego bliskości). Monolog jest rozpisany na lakoniczne zdania i – czytany na głos – brzmi tak, jak mówią współczesne dzieci, które, podobnie jak ich rodzice, często „nie mają czasu”…  Krótkie zdania wyrażają jednak całą gamę uczuć – wątpliwości („…powiedziano mi, że poszedł do nieba…Naprawdę?”), przyjemne wspomnienia zabaw, gniew („umieranie jest głupie”), własne, krytyczne uwagi wobec tzw. porządku świata („Mój kochany dziadziuś nie był aż tak stary, żeby iść do nieba”) aż po uspokojenie i swoistą zgodę na istniejący stan rzeczy.

            W warstwie graficznej książka Brunona Giberta odwołuje się do bliskiej współczesnemu dziecku (zwłaszcza temu wychowywanemu w mieście, choć nie tylko jemu) sfery ikonograficznej, jaką są znaki drogowe i bardzo je przypominające proste symbole graficzne – wszechobecne ikonki. Skromny a jednocześnie urzekający w swojej prostocie zabieg artystyczny powoduje, że odbiorca idzie przez swoje myślenie… jak przez ulicę. To właśnie pomysł graficzny powoduje, że książkę wezmą do ręki (być może) nie tylko te dzieci, które pociąga dziwność, tajemniczość, baśniowość czy specyficzna nastrojowość. Po Niebo sięgnie (z ciekawości, ale też dlatego, że zobaczy tam dobrze sobie znany, swojski świat) także maluch, który jest miłośnikiem na przykład gier komputerowych i przywykł do klikania w rozmaite ikonki, a także maluch, który po prostu widzi podobne ikonki w wielu miejscach wokół siebie.

        Lubimy przyglądać się temu, co dobrze znamy. W książce Brunona Giberta wszystko, co skomplikowane, niepostrzeżenie i, chciałoby się rzec, naturalnie się upraszcza. Zostaje ujęte w czytelne, zrozumiałe i – co więcej – dobrze znane, oswojone ramy. Autor przenosi temat ostateczny do przyjaznego wymiaru codzienności. Ów wymiar codziennego doświadczenia związanego z obserwacją ulicy i otaczającego nas świata okazuje się zupełnie wystarczający, by głęboko i refleksyjnie odnieść się do tak trudnego tematu, jakim jest śmierć ukochanej osoby i śmierć w ogóle (obecny tu jest nie tylko wymiar jednostkowy – śmierć dziadka, ale również wymiar eschatologiczny).

            Przy tym autorowi udaje się uniknąć, co jest prawdziwym wyczynem, trywializacji zagadnienia. Zachowuje świeżość i autentyczność przeżycia, pielęgnuje refleksję. Nie zostawia też młodego czytelnika z pustymi rękoma. Daje – na końcu opowieści – swoiste ukojenie. Warto wyraźnie podkreślić, że odbiorca-czytelnik jest tu jednocześnie w taki samym stopniu obserwatorem strony wizualnej, ponieważ Niebo jest książką obrazkową, a więc – jak to w książkach obrazkowych bywa – warstwa słowna nie da się tu oddzielić od warstwy wizualnej. To znak czasu.

            Żyjemy, chcemy tego czy nie, w kulturze obrazkowej. Nie warto się obrażać na rzeczywistość. Warto natomiast czynić to, co tak dobrze udało się młodemu francuskiemu autorowi – umiejętnie wykorzystać to, co kultura obrazkowa może dać człowiekowi. Tutaj takim pożytkiem jest uważność patrzenia na świat, głębia przeżywania, łączność pomiędzy praktykowaniem codzienności a praktykowaniem myślenia, przetwarzanie codziennych obserwacji na refleksyjne myślenie, w tym – myślenie o sprawach ostatecznych.

            Skromna książeczka Brunona Giberta pokazuje rzecz zaskakującą. Okazuje się oto, że wszystkiemu można przypisać ikonki. Rozmyślaniom o sprawach ostatecznych – też.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.