Najsmutniejsza ta nudna pustka,
pustka i nijakość…
Od poranku do północy
średnio średnia jakość.
Czasu mniej i mniej zostaje
na sadzenie drzewa,
coraz rzadziej słychać w sercu
ptaka, co zaśpiewa…
I jakoś się wierzyć nie chce,
że wszystko można jeszcze, jeszcze…
I jakoś się biegać nie chce,
wciąż dalej biegać
jeszcze, jeszcze…
I jakoś się myśleć nie chce,
że tyle życia jeszcze…
Najsmutniejsza ta szara szarość,
szarość sennej sowy,
kiedy maj sypnie kwiatem
cierpieć bóle głowy…
Czasu mniej i mniej zostaje
na uczty i bale,
blasku coraz mniej
w spojrzenia matowym krysztale.
I jakoś się wierzyć nie chce,
że wszystko można
jeszcze, jeszcze…
I jakoś się biegać nie chce,
wciąż dalej biegać
jeszcze, jeszcze…
I jakoś się myśleć nie chce.
że trochę życia
jeszcze…