Życie potrafi być piękne dla mądrych

Katarzyna Ryrych, Dziura w serze. Ilustracje Marta Krzywicka. Grupa Wydawnicza Foksal. Warszawa 2021.

          Zderzenie z egzotycznymi dla dziecka z Polski realiami Europy, która wciąż – mimo zmian – trwa w gorsecie (niekiedy przyciasnym) rozmaitych tradycji i konwenansów to tylko jeden z tematów wakacyjnej książki Katarzyny Ryrych, autorki, którą można uznać za specjalistkę od trudnych tematów w polskiej literaturze dziecięcej.

        Dziura w serze to książka wakacyjna, ponieważ jej akcja toczy się podczas wakacji dwunastoletniej bohaterki, spędzanych w Belgii, w zamku zamieszkałym przez arystokratyczną rodzinę o korzeniach francuskich.

        Mama Marianny, bo takie – bardzo francuskie – imię nosi główna bohaterka, jest w tym zamku pomocą domową, czyli, mówiąc mniej delikatnie – służącą. Wakcyjność książki to także lekkość (ściślej subtelność), z jaką autorka dotyka bolesnych tematów. Ujęte w inny sposób mogłyby rozsadzić krótką  powieść o dzielnej i samodzielnej dziewczynce, próbującej poradzić sobie z traumą sieroctwa (tata zginął w wypadku samochodowym, przejechany przez pijanego kierowcę), eurosieroctwa (mama musi spłacić długi, więc decyduje się na rozstanie z córeczką, zostawianą w Polsce pod opieką babci i prababci), wstydu (niby wie, że żadna praca nie hańbi, ale jednak widok mamy myjącej schody w zamczysku i wypełniającej polecenia pracodawców budzi w niej więcej niż mieszane uczucia…), dorastania, szukania swego miejsca, konieczności  przełamywania się wobec nieznanych ludzi i obcego języka (Marianna uczy się francuskiego i daje sobie radę …), umiejętności przyjmowania ofiarowanej pomocy.

        Autorka nie czyni swej bohaterki narratorką, co może skróciłoby dystans czytelnika wobec świata dwunastolatki, ale jednocześnie pozbawiłoby go możliwości oceniania jej niejako z zewnątrz. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie z punktu widzenia narratora-obserwatora.

        A warto przyjrzeć się uważnie działaniom i charakterowi dziewczynki. Choć Marianna to na pozór zwykła koleżanka z sąsiedztwa, to jej zaradność, szybkość działania, traktowanego jak coś oczywistego oraz czynienie dobra jakby mimochodem  może budzić podziw. Marianna żyje po prostu! Nie mędrkuje, nie kombinuje, bierze rzeczywistość taką, jaka jest, powołując się w swoim myśleniu i decyzjach na maksymy wygłaszane przez babcię i prababcię (życie potrafi być piękne dla mądrych). Wygląda na to, że przy swoich dwunastu latach jest osobą dojrzałą na tyle, by całkiem nieźle radzić sobie nie tylko z własnymi rozterkami, tęsknotami i wahaniami, ale i pomagać innym. Nie jest przyzwyczajona, by skupiać się na sobie. Działa i widzi ludzi żyjących wokół. Jest sympatyczna, a przede wszystkim empatyczna. Czytelnik chciałby mieć taką przyjaciółkę i z przyjemnością przygląda się na kolejnych stronach zdarzeniom, w których bierze udział Marianna i które (czasem) sama prowokuje. Przypomina trochę swoją  starszą, literacką koleżankę – Ewę, pannę z mokrą głową… Bo w książce Katarzyny Ryrych czuje się coś z atmosfery i przekazu słonecznego pisarza, Kornela Makuszyńskiego… Tutaj również wszystko kończy się dobrze… Rodzinny spór arystokratów zostaje zażegnany, mama spłaca długi a Marianna otrzymuje finansowe wsparcie na przyszłość.

       Interesujące jest też zestawienie charakterów energicznej dziewczynki (której życie nie jest proste) i flegmatycznego, wiecznie znudzonego syna właścicieli zamku, tak zwanego Żanżaka, który  opływa we wszystko i nie musi nic… Jednak zblazowany trzynastolatek, syn bogatych rodziców, jest najwyraźniej zafascynowany młodszą o rok koleżanką z Polski i próbuje, zachowując swój niespieszny rytm, dotrzymywać jej towarzystwa, a nawet wypełniać jej polecenia! Bo Marianna rządzi Żanżakiem jak chce!

       Ciekawie wybrnęła autorka z prowadzenia dialogów tych dwojga. Są rwane, skrótowe… Równoważniki zdań przeważają nad zdaniami… Widać tutaj słuch językowy Katarzyny Ryrych. Wiele myśli i uczuć zostaje niedopowiedzianych, rozgrywa się gdzieś pomiędzy słowami, tak, jak to się dzieje w dość milkliwym pokoleniu dzisiejszych nastolatków, mających do dyspozycji emotikony, które często z powodzeniem zastępują słowa… Tutaj swoistymi emotikonami są wykrzykniki, pauzy a w końcu – piękny, po prostu niezwykły gwizd! Bo Żanżak, luzak i fajtłapa (za jakiego ma go Marianna) potrafi zagwizdać jak żaden z polskich kolegów! Hm… Może jednak…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.