Słoneczna opowieść

 

Agnieszka Dąbrowska, Za duży na bajki. Ilustracje: Marta Krzywicka. Wydawnictwo Agora dla dzieci. Warszawa 2022.

        Jak podaje wydawca: Książka została po raz pierwszy wydana pod tym samym tytułem pod pseudonimem autorki: Agnorszka Bloska. Niniejsze wydanie zostało uzupełnione i rozwinięte o wątki zaczerpnięte z napisanego przez autorkę scenariusza filmu „Za duży na bajki” w reżyserii Kristoffera Rusa, dzięki uprzejmości Pokromski Studio – producenta filmu.

 

       Jak niewiele powstaje takich słonecznych opowieści… To książka, z której ucieszyłby się słoneczny pisarz, Kornel Makuszyński. Jest tu prawda nastoletniego przeżycia: sporo niepokojów, smutków i radości, pierwszych zauroczeń, zawodów, zdrad i bolesnych nieporozumień. Jest też elastyczność (prowadząca do łagodności) w ocenach ludzkich postaw i przestrzeń do  dojrzewania, wewnętrznych przemian, a przede wszystkim – jest nadzieja, że świat i ludzie mogą być lepsi i że, choć nie zawsze można mieć wpływ na los, można akceptować to, co niesie, starając się po prostu żyć jak najlepiej z wiarą, że oto los może okazać swoją łaskawość.

       Agnieszka Dąbrowska, autorka powieści Za duży na bajki  jest absolwentką polonistyki i psychologii. Ma też za sobą doświadczenia socjoterapeutki i nauczycielki. Widać, że nie zmarnowała ani swojej wiedzy nabytej na studiach, ani swoich doświadczeń zawodowych. Na słowa uznania zasługuje, według mnie, przede wszystkim żywy język powieści. Autorka ma znakomity słuch językowy i potrafi brawurowo posługiwać się stylizacją na język młodzieżowy, brzmiący świeżo, naturalnie i wcale nie wulgarnie (choć zdarzają się tu specyficzne, komicznie przekręcone wulgaryzmy; zawsze jednak są zastosowane funkcjonalnie!). Potrafi też świetnie zrozumieć mechanizmy rządzące psychiką człowieka, zarówno tego dopiero dojrzewającego, jak i całkiem już dorosłego…

      Narracja jest prowadzona z punktu widzenia głównego bohatera, jedenasto-, może dwunastoletniego grubaska, Waldusia (stopniowo zmieniającego się w Waldka i Waldemara), pieszczocha swojej mamy, nadopiekuńczej korpolali (mama pracuje w korporacji, więc dwuosobowej rodzinie, bo tata ją opuścił wiele lat temu, nie brakuje pieniędzy). Walduś ma swoje pirytety… Tak przekręca słowo priorytety, lecz poza tym błędem językowym, jako człowiek oczytany, posługuje się bogatą, sprawną i poprawną polszczyzną, od czasu do czasu wrzucając do swojej opowieści sformułowania pochodzące z reklam, czy psychologicznych poradników, którymi – jak się można domyślać – karmi się jego troskliwa mama. Walduś jest dzieckiem swojej epoki. Reklamy, poradniki,  teorie pedagogiczne (akcentujące podmiotowość dziecka) wpływają na jego sposób myślenia, a co za tym idzie – na język: No gruby jestem po prostu. Gruby i już, i to jest moja sprawa. Tylko moja! Jeśli mam ochotę, to ja i tylko ja mogę z siebie żartować, bo to jest moje ciało.

          Autorka przekonywująco wprowadza czytelnika w świat wewnętrznych przeżyć Waldka, chłopca rozpieszczanego przez mamę, przy tym bardzo inteligentnego, wrażliwego i – jak się z czasem okazuje – otwartego na zmiany. Waldek, to młodzieniec ze sporą nadwagą, bo mama, chcąc mu zapewnić maksimum przyjemności i, zapewne, zrekompensować nieobecność ojca, nie żałuje mu słodyczy i pysznych, wysokokalorycznych przekąsek. Nie przepada za lekcjami wuefu, ani za sportem w ogóle. Wystarcza mu to, że jest świetnym e-sportowcem. Jego pasją i absolutnym pirytetem są turnieje gamingowe, do których zażarcie trenuje ze swoim teamem, którego drugim filarem jest Staszek, najlepszy przyjaciel, prawdziwy ziom; losy tej przyjaźni są ważnym wątkiem powieści.

          Wszystko się zmienia, gdy do domu Waldka i jego mamy przybywa ciocia Mariolka… Wprowadza własne porządki, zupełnie inaczej zapatruje się na wychowanie chłopca, zmienia jego styl życia i żywienia, bo, wedle jej słów, mama truje własne dziecko… Autorka tworzy nadzwyczaj barwny portret bohaterki, sześćdziesięcioletniej ciotki (jest to właściwie ciotka mamy), którą charakteryzuje z perspektywy Waldka, a ten uważa, że jest tra! – gicz! – na! Ta ocena z czasem się zmienia… Ale zanim to nastąpi, czytelnik ma mnóstwo okazji, by się pośmiać, bo sytuacje, w których ciotka stawia swego podopiecznego (jego mama musi iść do szpitala) bywają naprawdę komiczne. Waldek widzi w ciotce dziwacznego potwora, ale jednocześnie jest na tyle subordynowanym młodym człowiekiem, że podporządkowuje się swojej ciemiężycielce, domagającej się, by siekał pietruszkę, a nawet – o zgrozo! – mył kibel.

     Ciotka Mariolka jest wyraźnie nadaktywna: robić coś trzeba, a nie nic nie robić! – to jej maksyma. Taka postawa ma swoje wytłumaczenie, co się w końcu wyjaśnia… Ta sama ciotka, którą Waldek początkowo uważa za apodyktyczną, potrafi jednak się wycofać pod naporem krytyki z ust…nastolatka, Staszka. Dobrze to świadczy o jej otwartości i poszanowaniu ludzi w każdym wieku… Mimo licznych wad starszej pani (często bywa wścibska, hałaśliwa, gadatliwa, niezbyt subtelna, nie wykazuje się poszanowaniem dla cudzych gustów – potrafi, na przykład, pod nieobecność swojej siostrzenicy całkowicie zmienić, według swojego gustu, wystrój mieszkania) Waldek z czasem zaczyna zauważać, jakie zalety kryją się pod tą denerwująco rozkrzyczaną powłoką. Powstaje między nimi silna więź. Ciotka Mariolka potrafi czytać między wierszami i wcale nie jest tak mało subtelna…To postać literacko spokrewniona z – pozornie tylko –  groźnymi postaciami wymyślonymi przez słonecznego pisarza

          Autorka bardzo trafnie przedstawia całą gamę przeżyć i zachowań swojego bohatera. Najtrudniejszym uczuciem, z którym przyszło mu się zmierzyć jest lęk o mamę, skutkujący czasem agresywnymi zachowaniami. Jest on tym bardziej dotkliwy, że łączy się z upokorzeniem, wynikającym z faktu, że nadopiekuńcza mama zataja przed chłopcem prawdę… Chce chronić synka przed cierpieniem, ale nie rozumie, że w ten sposób okazuje mu brak zaufania i skazuje na domysły, które rodzą niepewność i narastający lęk. Prawda, szczerość, zaufanie, samodzielność… To wartości, które, obok turniejów gamingowych, stają się dla Waldka bardzo istotne. Nie zwróciłby na nie uwagi, gdyby nie dziwaczne (w jego ocenie) zachowania zwariowanej ciotki.

           Osobnym wątkiem (ciekawym i malowniczym, choć wprowadzonym, w mojej ocenie, trochę na siłę) jest wątek dziadka (ojca mamy), wdowca po babci Helence, która była siostrą zwariowanej cioci  Marioli. Dziadek mieszka na wsi. Wiedzie ekologiczny tryb życia. Wspomina zmarłą żonę, do której jej siostra, Mariolka jest bardzo podobna. To materiał na osobną historię… Nieco rozsadza kompozycyjnie ramy powieści. Podobnie jak wątek spadochroniarskiej pasji ciotki. To są, co prawda, wątki ciekawe same w sobie i zgrabnie połączone w całość fabularną, ale nieco mniej wiarygodne…   Sprawiają też (w moim odczuciu), że powieść traci oddech, staje się przesadnie napełniona motywami, co daje wrażenie przesytu… To tak jakby na powierzchnię pysznej szarlotki położyć o jedną łyżkę bitej śmietany za dużo… Mogą się jednak znaleźć czytelnicy, którzy lubią szarlotkę z dużą ilością bitej śmietany…

          Bardzo intersującym pomysłem jest wprowadzenie w tok opowieści Waldka bajek, które wymyśla dla swojego małego synka mama. Waldek odtwarza je z pamięci, dodając czasem własne komentarze i przyznając się, że bardzo się przy nich wzruszał. Widać, że korpolala z fajnym mejkapikiem bardzo się starała, by wychować swego syna na człowieka wrażliwego i empatycznego, co burzy mit o bezduszności pracowników korporacji, dla których, rzekomo, zawsze najważniejsze są wartości materialne…

           Powieść Agnieszki Dąbrowskiej jest zabawna, przesycona ciepłem i mądra. Może się stać świetnym punktem wyjścia do rozmów o tym, co w życiu najważniejsze, o zmianach, które dokonują się w człowieku, o znaczeniu szczerości i prawdy, o związkach emocjonalnych i ich tworzeniu i o wielu innych sprawach.  Jest to prawdziwie słoneczna opowieść.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.