Toskania na bis. Padwa – wymarzony przystanek w podróży…

 

 

         To z pewnością dziecinne i może nawet trochę śmieszne, ale Padwę miałam zawsze gdzieś w tyle głowy… Zawsze to znaczy od dziecka, ściślej od momentu, kiedy jako młodsza nastolatka  (bodaj jedenastoletnia) przeczytałam powieść Janiny Porazińskiej Kto mi dał skrzydła?…

     No i znaleźliśmy się w Padwie… Dotarliśmy tam późnym, sobotnim popołudniem i, dzięki nawigacji, szybko znaleźliśmy nasz hotel – Al Cason, położony przy bocznej (choć szerokiej) ulicy, po której poruszało się sporo samochodów i skuterów. Zaletą hotelu była cena, czystość, wygodne łóżko i porządna łazienka z bidetem (jesteśmy we Włoszech). Elegancka pani w recepcji (w wieku, o dziwo 60+, co mi się bardzo spodobało), posługująca się biegle kilkoma językami (oprócz włoskiego mówiła po angielsku i francusku), przyjęła nas uprzejmie, szybko załatwiając niezbędne formalności i objaśniając pokrótce, jak dostać się do historycznego centrum, które było w zasięgu dziesięciominutowego spaceru, a więc niedaleko.

        Ruszyliśmy jeszcze za dnia, ale zmierzch już się czaił za plecami. Nie dało się uniknąć przenoszenia z samochodu niezbędnych przedmiotów – kosmetyków, ubrania na następny dzień, brneńskiego kwiatka… To wszystko zajęło nieco czasu.

    W końcu jednak znaleźliśmy się w historycznej części miasta, które składało się przeważnie z krużganków, a przynajmniej takie mieliśmy wrażenie. Ciągnęły się tak, że można było po nich krążyć i krążyć. Obeszliśmy kolejne place i placyki, pokręciliśmy się po zaułkach, napawając się urokiem wieczoru. W tym miejscu powinien pojawić się jakiś wtręt liryczny (wiersz?), ponieważ wieczór był tak piękny, że aż graniczyło to z nieprzyzwoitym rozpasaniem – nad głowami zaświecił nam księżyc, który nie mógł skryć się za chmurami, bo – jak to we Włoszech – po prostu ich tam nie ma…

      Z tego wszystkiego, nie wiedząc już co zrobić z tym nadmiarem romantyczno-sentymentalnego nastroju, udaliśmy się… na lekką kolacyjkę. Siedliśmy na krużganku (jakżeby inaczej) na głównym placu i spożyliśmy smaczne gazpacho, nie chcieliśmy się przejadać przed snem. Do tego – po lampce prosecco i można spacerować nadal… Znaleźliśmy jeszcze stary uniwersytet. To właśnie tam studiował Kochanowski, a także Kopernik, nie wspominając o Batorym, Zamoyskim, czy Hozjuszu… Celowo nie zaglądaliśmy do nawigacji, lecz pozwalaliśmy się prowadzić uliczkom i zakamarkom (to sposób zwiedzania preferowany przez Kolegę Małżonka), chłonąc wciąż trwającą urodę wieczoru.

      Rankiem wpakowaliśmy nasze podręczne manatki z powrotem do auta i zdecydowaliśmy, że właściwie nie musimy tak bardzo się spieszyć… Postanowiliśmy zobaczyć za dnia to, co już widzieliśmy w blasku księżyca.

      Znów znaleźliśmy się u wrót uniwersytetu, który powstał (bagatela!) w 1222 roku… To uczelnia o pięknych tradycjach, założona przez grupę studentów i profesorów (!), którzy opuścili Uniwersytet w Bolonii (założony w 1089 roku), ponieważ mieli nadzieję na stworzenie placówki, która da im więcej swobody. I to się udało. Uniwersytet Padewski działał coraz prężniej.  Między XV a XVIII wiekiem przeżywał swoje odrodzenie (właśnie wtedy studiowali tam nasi wybitni rodacy). Było to możliwe za sprawą protekcji Republiki Weneckiej (Padwa leży na terenie Wenecji Eugeńskiej), która dała uczelni dużą swobodę i niezależność od wpływów kościoła rzymskokatolickiego. W tym czasie uczelnia działała zgodnie z duchem motta: uniwersa universis patavina libertas, co znaczy: wolność Padwy jest absolutnie dla każdego. Ciekawostką jest fakt, że to właśnie tutaj, w Padwie studiowała Elena Lucrezia Comaro Piscopia, która została pierwszym w świecie doktorem filozofii (dyplom otrzymała 25 czerwca 1678 roku…). Wspaniale znaleźć się w takim miejscu!

     Dużo czasu spędziliśmy, spacerując po najstarszym w Europie (i chyba na świecie) uniwersyteckim Ogrodzie Botanicznym, istniejącym od XVI wieku… Początkowo miał znaczenie nie tylko naukowe, ale i praktyczne. Studenci medycyny właśnie tutaj uczyli się rozpoznawania i wykorzystywania dla celów leczniczych rozmaitych roślin.

      Było tam niezwykle przyjemnie, zwłaszcza, że dzień robił się upalny a w alejkach starego ogrodu można było znaleźć nie tylko cień, ale i wodę tryskającą z małych fontann-poidełek. Najstarsza część ogrodu ma kształt okręgu, wewnątrz którego ogród został zamknięty.  Ma bardzo klarowny układ (w którym nawet ja się zorientowałam…). Jest przedzielony dwoma alejami, a w każdej z czterech części umieszczone są stanowiska roślin (jak przeczytałam jest tam około 2000 stanowisk, a więc sporo, bo ogród wielki nie jest – nieco ponad 2 ha, nie licząc – większej otuliny). Ciekawie wyglądają cztery bramy (zostały dobudowane później, w XVIII wieku) i biała kamienna balustrada, okalająca całość. Są też przyozdobione posągami fontanny, zegary słoneczne i szklarnie (to wszystko powstało później, już w wieku XIX).

      Kiedyś trzeba było wyjść z tego miłego miejsca… Wróciliśmy do miasta, by obejrzeć ponownie padewskie place i parę ciekawych kościołów… Spacerując (wciąż bez nawigacji) po centrum, trafiliśmy na kościół Eremitów. Właśnie tam, w jego wnętrzu, ku swemu wzruszeniu, znalazłam włoską tablicę upamiętniającą studia  Jana Kochanowskiego. Miło było przeczytać Esimio poeta rinascimentale polacco… (czyli: wybitny polski poeta renesansowy…) Na niewielkim placu przed kościołem Eremitów rzucały cień wspaniałe, wyniosłe platany…

        Zajrzeliśmy jeszcze do słynnego Antonianum (Papieskiej Bazyliki św. Antoniego, największego kościoła Padwy, gdzie znajduje się grób świętego Antoniego, patrona miasta), tak słynnego, że czym prędzej się stamtąd wycofaliśmy, bo odstraszył nas tłok i wielka ciżba rodaków spieszących do polskiej, istniejącej od XVI wieku, kaplicy (z polską mszą, a także nagrobkami i epitafiami kilku słynnych rodaków). Pamiętaliśmy nasze odwiedziny w cichym kościółku lizbońskim, bo Antoni, późniejszy święty, teolog, prezbiter i doktor kościoła, właśnie tam się urodził…

       Zatrzymałam się za to przed Biblioteką Antonianum, bo gdzie mogłam się zatrzymać, jeśli właśnie nie tam?…(Biblioteka Antoniana powstała w pierwszej połowie XIII wieku, przechowuje wiele rękopisów i starodruków, szczyci się też 9000 starych, cennych partytur…). Dobrze jest czasem znaleźć się blisko miejsc, o których się tylko czytało…

     Padwa mnie nie zawiodła… Widzieliśmy nie tak znów wiele, więc chętnie pojadę tam jeszcze raz… Może się uda?…

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.