Terra incognita

Marcin Szczygielski, Antosia w bezkresie. Instytut Wydawniczy Latarnik im. Zygmunta Kałużyńskiego. Warszawa 2022

 

            Niespodziewane, dramatyczne zmiany, jakie niesie los, rozmaitość typów ludzkich, piękna i groźna przyroda, sowiecka propaganda i system oświatowy, wreszcie – mrożące krew w żyłach opowieści – z tym właśnie styka się jedenastoletnia Antosia, tytułowa bohaterka kolejnej książki Marcina Szczygielskiego.

       Autor Omegi (powieści, która piętnaście lat temu zapewniła mu ważne miejsce w literaturze dla młodego czytelnika) zabiera nas tym razem w podróż w krainę historii, w jej obszar kompletnie nieznany, w literaturze dziecięcej dotąd nieobecny. To prawdziwa terra incognita…

             Wraz z dorastającą dziewczynką, której autor wyznacza rolę narratorki, czytelnik udaje się do Kazachstanu, gdzie Antosia i jej mama, jako burżujki i wrogowie ludu, zostają zesłane wiosną 1940. Przygląda się tam codziennemu życiu polskich zesłańców, którzy muszą sobie poradzić z niewiarygodnie ciężką codziennością.

              Uczestnikami tych zmagań są nie tylko dorośli, ale również dzieci. Wyrwane – jak Antosia – ze szczęśliwego, często dostatniego dzieciństwa stają w obliczu niepewności, strachu, konieczności podejmowania obowiązków, które nigdy nie powinny być udziałem żadnego dziecka.

             Tak… Czytelnik ma się czemu przyglądać. Liczne opisy zawierają mnóstwo szczegółów, tworzą olbrzymią, namalowaną słowami panoramę, przed którą staje się w zadziwieniu i oszołomieniu: ileż tu tego! Są i dziwne przedmioty (jakieś węglarki, anużki, pimy, humidory, kirpicziki), i dziwne rośliny, i budynki mieszkalne (obszczeżycie, żyłpłoszczadka…), wreszcie takie twory-potwory jak NKWD, czy łagry… Ta iście barokowa mnogość wszystkiego nie jest jednak  zachwycająca. Jest przerażająca. Jednak monumentalny, namalowany słowami obraz historyczny również zadziwia i niepokoi a momentami, zdarza się, że śmieszy, zwykle groteskową odmianą komizmu… Nie można pozostać wobec niego obojętnym.

           Żeby jeszcze bardziej zainteresować czytelnika, autor stosuje prosty, ale skuteczny chwyt kompozycyjny: początek to krótki prolog  – zapowiedź wydarzeń a jednocześnie przestroga o charakterze ogólnym. Potem następuje opowieść bohaterki-narratorki o jej bieżących działaniach (bagatela: dziewczynka właśnie dokonała kradzieży węgla z pociągu…). Trudna teraźniejszość przywodzi na myśl – na zasadzie kontrastu –  wspomnienia z dawnego życia sprzed zsyłki, sielskiego dzieciństwa pod  skrzydłami kochających rodziców i troskliwej opiekunki – Cysi. Ciąg dalszy to  wspomnienia Antosi, składającej relację z tego, jak toczyły się jej losy. Autor nie pozwala narratorce zagłębić się nadmiernie w emocje, czy analizy. Każe się skupić na działaniach. Jedynie od czasu do czasu dziewczynka wspomina o tęsknocie za zagubioną w czasie transportu mamą i wyraża dumę ze swojej obecnej siły i odwagi. Przestała być rozkapryszonym dzieckiem, stała się twarda. Ta przemiana ją cieszy.

          W opowieści zastosowano konsekwentnie powtarzane bezpośrednie zwroty do odbiorcy. Taki chwyt ma nie tylko maksymalnie zaangażować uwagę czytelnika i  cały czas ją podtrzymywać (jak to się dzieje w bezpośredniej rozmowie), ale i uporządkować narrację. (Wiecie co? Tak sobie myślę, że gadam (…) a wy i tak nic z tego wszystkiego nie rozumiecie. Chyba trzeba po bożemu, od początku zacząć, No, dobrze. A zatem…).

             Antosia nie szczędzi czytelnikowi-rozmówcy objaśnień. Są one proste i obrazowe (podziw budzi znakomite pod względem merytorycznym przygotowanie tekstu i talent w formułowaniu klarownych objaśnień, wprowadzanych bezpośrednio w tok narracji i tylko niekiedy uzupełnianych przypisami …).  Czytelnik, stopniowo, w dodatku niepostrzeżenie dla siebie samego, otrzymuje potężną dawkę wiedzy… Dotyczy ona nie tylko realiów, ale i faktów historycznych. Obrazowe opowiadanie Antosi-narratorki staje się poglądową lekcją historii, a skrócenie dystansu pomiędzy narratorem a czytelnikiem powoduje, że uzyskuje się wrażenie obserwacji świata przedstawionego w powieści z bardzo bliskiej odległości. Czytelnik wraz z bohaterką-narratorką przemierza groźną terra incognita, która pomału odsłania kolejne tajemnice. W czasie tej wspólnej wędrówki przychodzą na myśl porównania, rodzą się pytania…

             Zyskana wiedza to wielka wartość. Tym cenniejsza, że z owej przerażającej, pełnej szczegółów (czasem strasznych, czasem śmiesznych) panoramy życia zesłańców – i dorosłych, i dzieci – wyłania się stopniowo krzepiący obraz ludzkiej dzielności, hartu ducha, odwagi, determinacji, by sprostać losowi, by nie pozwolić się złamać. Powieść Marcina Szczygielskiego wypełnia lukę, pozwalającą poznać losy rodzin zesłanych w głąb Rosji, przyjrzeć się z bliska ich heroicznym zmaganiom, o których wciąż wiemy zbyt mało.

        Książkę czyta się świetnie. Raził mnie jedynie niekiedy zbyt momentami dorosły i współczesny język narracji. Zastanawiam się też, czy nie zrobiłoby dobrze powieści pogłębienie rysunku psychologicznego postaci. W obecnej formie odbieram Antosię jako pewną figurę, intelektualny znak określonej postawy (chodzi zwłaszcza o dzielność i podkreślaną wielokrotnie zdolność do przemiany) a nie postać, która zaangażowałaby gorące emocje czytelnika.

                Powieść kończy się dramatycznym wydarzeniem, które pozostawia nas w niepewności co do dalszych losów bohaterki. Wiadomo już, że ciąg dalszy nastąpi… Myślę, że czytelników nie zabraknie. To bardzo dobrze.

Jedna odpowiedź do “Terra incognita”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.