Wszystko okazuje się proste…

Cezary Harasimowicz, Chłopiec z lasu. Ilustracje: Marta Kurczewska. Warszawa: Wydawnictwo Agora dla dzieci, 2024

 

Pisanie o emocjach i uczuciach związanych ze skrajnie trudnymi problemami jest wielką sztuką. Dobrym kluczem do zmierzenia się z tą kwestią wydaje się metafora, dzięki której czytelnik może  bezpiecznie wkroczyć na obszar dotąd mu niedostępny.

            Właśnie tak było, na przykład, w książkach Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby (Złodzieje snów, Dom, który straszy, Lilana), czy Joanny Rudniańskiej (Kotka Brygidy, Mój tata z obcej planety). Zwykły, to jest niezmetaforyzowany sposób mówienia o świecie nie udźwignie przytłaczająco trudnej materii uczuć: rozpaczy i bezradności, niezrozumienia i strachu, zagubienia i samotności.

            Wszystkich tych uczuć doświadcza również Ala, autystyczna dziewczynka, mistrzyni w liczeniu, bohaterka najnowszej książki Cezarego Harasimowicza i Marty Kurczewskiej. Piszę o autorach łącznie, ponieważ tekst i obraz w książkach stworzonych przez tę parę twórców silnie się ze sobą wiążą  (tak jest także w Mirabelce, czy w Tygrysie); ilustratorka, inspirowana tekstem pisarza, tworzy własną, również metaforyczną wizję świata przedstawionego w opowieści, pogłębiającą jej znaczenia i wprowadzającą dodatkowy element silnych przeżyć estetycznych i emocjonalnych, których nie można od siebie oddzielić. Zwiewne (akwarelowe), ale, momentami, bardzo ekspresyjne, ilustracje Marty Kurczewskiej zachwycają i wywołują mnogość uczuć. Od pierwszego spojrzenia.

            Ala jest bohaterką-narratorką. Jej język jest prosty, zdania krótkie. Przedstawia swój świat tak, jak to było w elementarzu Falskiego (To jestem ja. Mam na imię Ala. To jest mój Tata. A to jest moja Mama. A to jest As).  Ma to swoje uzasadnienie. Świat Ali musi być uporządkowany i, na swój sposób, prosty, by mogła w nim funkcjonować. Jednak światu wokół daleko do porządku i prostoty. Trudno zaakceptować złośliwość koleżanki, odrzucenie przez grono rówieśników. Trudno pojąć, że w pobliskim lesie (Ala jest córką leśnika) dzieją się rzeczy nie do pojęcia – tak straszne, że nawet z kochającymi, rozumiejącymi rodzicami (pogodzili się ze smutnym faktem, że córeczki nie można przytulić) nie można o nich rozmawiać. Tak. To jest straszne: dziewczynka niosąca tacie zupę w termosie natyka się w lesie na podziurawiony but, a potem na chłopca – zziębniętego, poranionego, przerażonego i zagubionego. Dosłownie. Jego rodzice zostali tam, za płotem-potworem (bardzo się różni od swojskiego, krzywego płotu, który postawił koło domu dziadek – też leśnik…). Ala potrafi jednak rozmawiać z przedmiotami. Rozmawia wciąż ze swoją pluszową maskotką, Tobiaszem (zgrabnie przez autora upersonifikowanym i obdarzonym dość flegmatycznym usposobieniem, co staje się źródłem komizmu), wiele razy rozmawiała z  krzywym płotem, z kosą… Teraz dużo, bardzo dużo mówi jej  zniszczony but… Ala widzi, a zwłaszcza czuje więcej. Rozumie mowę zwierząt. As, psiak, wbrew zakazowi taty, prowadzany do lasu bez smyczy (dziewczynka ma własną koncepcję tego, jak ma wyglądać życie psa) staje się jej pomocnikiem. Tobiasz – maskotka  i niewidzialna, wymyślona przyjaciółka Ola, z którą Ala toczy rozmowy telefoniczne, stają się jej doradcami. To od nich dowiaduje się, jak powinna postąpić. Nieistniejąca przyjaciółka i pluszak-przytulanka stają się głosami sumienia.

            Dziewczynka dochodzi samodzielnie do drogi, którą trzeba iść, żeby okiełznać zło,  dziejące się tak blisko. Pokonuje Strach (pisany wielką literą, co jest literackim sposobem na wyrażenie odrębności tej kategorii jako swoistego bytu; podobnie rzecz się ma z Tęsknotą, Gniewem, czy Ciemnością, z którymi można rozmawiać). Zapewnia chłopcu pożywienie, okrycie, ofiarowuje mu swoją ukochaną maskotkę (dzieląc się w ten symboliczny sposób poczuciem bezpieczeństwa), w końcu – schronienie… Okazuje się, że nawet skrajnie trudne sprawy stają się proste, jeśli człowiek postępuje zgodnie z głosem sumienia… Postać Ali, która czuje i widzi więcej, jej postawa, stają się metaforą. Przeniesienie uczuć i emocji z płaszczyzny pospolitej, codziennej (na której funkcjonujemy, pogrążając się w rutynie i w stereotypach) na płaszczyznę przeżyć głębszych, mocniej wnikających w samą istotę rzeczy pozwala na lepszy wgląd w świat, z jego atrybutami, istniejącymi obok siebie – dobrem i złem. Pozwala też na działanie.

     Opowieść Cezarego Harasimowicza i Marty Kurczewskiej można, oczywiście, czytać na wielu poziomach. Tak zdarza się, gdy mamy do czynienia z dziełami wybitnymi. Można tu odnaleźć wiele ważnych tropów pobocznych: znaczenie tradycji, relacje rodzice-dziecko, postrzeganie odmienności…

        Dla mnie, dorosłej czytelniczki, jest to przede wszystkim opowieść o nadziei. Może świat, wbrew temu, co, niestety, wciąż się rozgrywa coraz bliżej nas, nie jest taki zły?… Może ludzie potrafią znaleźć w sobie tyle dobra, by w najprostszy, zgodny z sumieniem sposób  pokonywać zło? Może potrafią w końcu wymyślić sposoby, zbudować systemy, pozwalające unikać krzywdzenia? Może potrafią wypracować metody postępowania, które umożliwią po prostu zauważać innych ludzi, którzy są też… ludźmi.

      Dla dziecka, jak sądzę, jest to opowieść o emocjach innego dziecka, o jego dzielności i samodzielności, o odwadze i wewnętrznej sile, o współczuciu i naturalnej potrzebie niesienia pomocy. To dobrze, że młody czytelnik otrzymuje w tej poruszającej opowieści tak dużą dawkę emocji (zarówno w tekście, jak i w obrazie). To przecież w nich mieszkają wartości, o których człowiek nie powinien zapominać. Również w dorosłym życiu, gdy już zyskuje jakiś wpływ (mniej lub bardziej iluzoryczny) na rzeczywistość…

                                                                                                            Hanna Diduszko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.