Wdzięczny taniec małej Binty

 

Eva Susso, Benjamin Chaud, Binta tańczy, Poznań 2008, Wyd. Zakamarki.

Powstałe w 2007 roku poznańskie wydawnictwo Zakamarki specjalizuje się w adresowanej do dzieci  literaturze skandynawskiej. Wydało sporo książek obrazkowych adresowanych do młodszych dzieci.

Taką właśnie książką jest niewielkich rozmiarów pozycja szwedzkiej pisarki Evy Susso (autorki kilkunastu książek, piszącej zarówno dla najmłodszych, jak i dla młodzieży) i młodego francuskiego ilustratora Benjamina Chaud’a (ma na swoim koncie sporo tytułów zilustrowanych we Francji).

Książka o małej Bincie i jej wesołej, różnokolorowej rodzince to książka obrazkowa; tekst idzie tu w parze z ilustracją. Jedno bez drugiego nie miałoby większego sensu. Adresatem jest malutkie dziecko, takie, które właśnie zaczyna mówić. Zna już różne słowa i dopiero próbuje układać pierwsze zdania. Książka pomaga mu wejść tanecznym, pełnym energii krokiem w świat języka zbudowanego nie tylko z rzeczowników, wskazujących poszczególne elementy rzeczywistości (dom, pies, kura), ale i w świat pełen ruchu i dziania się, czyli w świat czasowników (ktoś tu kogoś goni, czesze, ktoś bije w bęben, ktoś tańczy i śpiewa). Pozwala też zwrócić uwagę na cechy (przedstawiona na ilustracji – ustrojona w kwiecisty wianuszek, zarumieniona Binta jest ładna), to pierwsza próba przymierzenia się do przymiotników. Liczne wyrazy dźwiękonaśladowcze (tam, tam, tin, tin, pom, pom, pam, pam, bombelli – bom, bembelli – bem) pokazują, że język może służyć rozmaitym celom  również beztroskiej zabawie. Dziecko, oglądające książkę, rozpoznaje elementy rzeczywistości, które już zna (mama, tata, dom, pies), a przy okazji jego świat zostaje poszerzony o elementy, z którymi dotąd mogło jeszcze nie mieć styczności (kura, bęben). No i ta wesoła rodzinka… Tata – śniady, wyluzowany i jakby trochę rozmarzony artysta gry na bębnie, mama  pulchna blondynka (rozmiar XL) z kwiatem we włosach, Ajsza – ich najstarsza (a w każdym razie najwyższa wzrostem) pociecha o niesfornej, związanej w dwa kucyki, fryzurze afro, rudowłosy Lalo, niemowlę – Babo z buzią zakorkowaną różowym smoczkiem i Binta – tytułowa bohaterka całej opowiastki. Jest jeszcze wielkooki pies i krągłooka kura (z czubkiem). Podobnie jak reszta rodziny oni też lubią tańczyć i słuchać jak tata bije w bęben. W sylwetkach zwierzaków widać zachwyt i fascynację. Z nasyconych ciepłymi barwami ilustracji i z tekstu, w którym każde słowo zostało dokładnie przemyślane, wyziera świat pełen energii, beztroskiej zabawy i radości płynącej z bycia razem. I jeszcze jedna sprawa. Bohaterowie książeczki mogliby mieszkać w rozmaitych rejonach świata – mają różne kolory skóry, reprezentują skrajnie odmienne typy urody – są szczupli i pulchni, piegowaci i rumiani, to bardzo współczesna globalna rodzinka. Jej zachowania (lekko zaznaczone elementy codzienności – czesanie Lalo, poszukiwania Binty, która się gdzieś ukryła, huśtanie niemowlaka) i jej rozmaitość (widoczna w wyglądzie) pokazują piękno i szczęście, które może wyłaniać się właśnie z różnorodności, a także z tańca, z ruchu, z rytmu, ze wspólnej zabawy. Imiona bohaterów też są raczej międzynarodowe. Dla małego polskiego odbiorcy będzie to (być może pierwsze) ważne zetknięcie się z faktem, że po świecie biegają nie tylko małe Kasie, Joasie, Maćki i Janki… Dla dzieci, które dopiero zaczynają mówić, to zupełnie naturalna sytuacja, że ktoś ma – na przykład –  na imię Ajsza, oliwkową skórę i kruczoczarne, mocno kręcone włosy. Taka osoba spotkana potem w rzeczywistości pozaliterackiej nie wzbudzi żadnego zdziwienia. Będzie po prostu jedną z koleżanek. Książka pokazuje małemu dziecku wycinek naszej współczesności, w której szwedzka (?) mama, na modłę skandynawską, zdobi okno domu, nie – jak u nas –  firankami, ale figurkami (w oknie stoi łoś i jeszcze coś…) a brazylijski (?) tata z radością bije w bęben.

Książka wprost zaraża energią. Może dostarczyć satysfakcji nie tylko dzieciom, ale i dorosłym, którzy, czytając opowiastkę o Bincie i jej roztańczonej rodzince, mogą bez wstydu zacząć, wraz z maluchami, jakiś szalony taniec (brazylijski a może szwedzki, a może podhalański?), koniecznie z przytupywaniem i pokrzykiwaniem. Aż się prosi, żeby chwycić bęben ( albo – z braku bębna – garnek, czy coś w tym rodzaju) i walnąć weń parę razy, przypominając sobie, przykurzone już niekiedy, emocje i przyjemności płynące z obcowania z  rytmem.

 

 

 

 

2 odpowiedzi na “Wdzięczny taniec małej Binty”

  1. Strona jest bardzo ciekawa. Podoba mi się tu, że znalazło się miejsce na poezję. Zdjęcia są na wysokim poziomie. Dobrze się przenieść w jakiś nieznany zakątek świata, poznać ciekawych ludzi, zabytki i kuchnię. Te podróże inspirują do własnych wypraw, a w taki szary dzień poprawiają nastrój. Dziękuję za książkę o Bincie, którą uwielbiam! Inne pozycje książkowe też są warte uwagi . Dziękuję za ten kącik literacki .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.