Dach

 

 

– Hej, no… Dawaj rękę.

Krzyś ciągnie mnie do góry z całych prawie dorosłych sił zwinnego dziesięciolatka, ale i tak muszę podnosić nogi bardzo wysoko. Dla dodania sobie pewności trzymam pod pachą kochanego pluszowego misia – Marka….  To nie ułatwia wspinaczki, ale… Wąskie stopnie metalowej drabinki wżynają  mi się w stopy obute w aksamitne, granatowe ciżemki na cieniutkiej, baletowej podeszwie (moje butki mają dość ponurą nazwę, są to tzw. trumniaczki, mimo to bardzo je lubię, bo nigdzie nie cisną i idealnie przylegają do stóp; można w nich skakać i – co ważniejsze – tańczyć, tańczyć, tańczyć bez końca!). Nad sobą widzę jasny kwadrat nieba. Słońce.

– Jeszcze trochę. Podciągaj się drugą ręką, bo nie wyleziesz.

Wyłażę. Jakoś się udało. Stoimy na dachu. Czytaj dalej „Dach”

Szczeliny pamięci

 

 

Pamięć to wędrowiec. Przemierza przestrzeń, tyle, że nie – dalszą lub bliższą…  Gościńcem wędrującej trochę bez celu pamięci jest czas.

                Pamięć-wędrowiec żywi się tym lub owym. Niekiedy miewa ochotę na frykasy. Zatrzymuje się wtedy na dłużej. Patrzy uważnie. Dostrzega najmniejszy szczegół. Cieszy się każdym, niezauważonym przez innych, drgnieniem liścia, kolorem – tym wyblakłym i tym, co wciąż nie stracił swej intensywności. Każda fałda spódnicy, dźwięk – dzing, dzang –  łyżeczki uderzającej o brzeg filiżanki, by strącić parę zbędnych kropel, smak porannej bawarki, kożuszek cukru na kaszy mannie, błysk światła odbitego w lustrze jest powodem do radosnego przystanku. Staje się schronieniem dla wędrowca, odpoczynkiem i satysfakcją. Czytaj dalej „Szczeliny pamięci”

Ból głowy (opowieść Jedynej Córeczki)

 

            Nade mną rozciągał się biały sufit. Bardzo dziwny. Trochę taki jak w kościele. Z łukami. Leżałam na tapczanie i bardzo bolała mnie głowa. Kasia pilnowała swojego Brata, który próbował wspinać się pod ten dziwny sufit. Wspinał się po półkach z książkami jak po drabinie a Kaśka próbowała go ściągnąć na ziemię. Ciocia gotowała kawę za parawanem. Czułam jak mocno pachnie. Ciocia bardzo lubi kawę. Czytaj dalej „Ból głowy (opowieść Jedynej Córeczki)”

Drzwi wejściowe

          W naszej kamienicy, na drugim piętrze są dwie pary drzwi. Te po lewej prowadzą do mieszkania pań Schneider. Są całe z drewna. Pomalowane na kolor gołębi. Te po prawej – są tylko częściowo z drewna. Dolna połowa to drewno, górna to grube, mleczne szkło wytłoczone w różany wzór.

            Od zewnątrz (czyli od strony schodów) szkło jest chropowate. Można po nim wodzić dłonią, wyczuwając nierówności szklanych płatków. Można przesuwać palce wzdłuż rowków króciutkich łodyg. Można gładzić opuszkami  listki, które są gładsze od pozostałych elementów powierzchni. Jest tutaj nieco inna. Uspokajająca. Delikatna. Czytaj dalej „Drzwi wejściowe”

Pewnego razu…

Pewnego razu przyjechał  do starego króla poseł z odległego kraju… ­

 – Co to jest kraju? – pyta ziewające Maleństwo, otwierając na chwilę zaspane oczka.  ­

– No, z innego państwa, z innych stron, gdzie są trochę inne zwyczaje, gdzie ludzie mówią innym językiem. Dlatego (postanawiam do wieczornej bajeczki przemycić element bliski dziecku, a jednocześnie dydaktyczny…) ucz się w przedszkolu angielskiego i uważaj, co pani mówi, bo to może być kiedyś, gdy się znajdziesz w innym kraju, bardzo potrzebne.

 – A co to jest potrzebne? Czytaj dalej „Pewnego razu…”

Piwnica

         Po lewej stronie, stojąc tyłem do kafelkowego przedsionka i twarzą do czerwonych schodów, widać szare drzwi. Ale zanim je otworzysz, już czujesz specyficzny wiew. Nozdrza rejestrują woń mokrego kurzu, ziemniaków (niektóre pewnie podgniły), węglowego pyłu, wapna, wilgotnego piasku. Jest też – gdzieś w tle, ale jednak wyczuwalny – jakiś zapach jakby zimny, można by rzec – chemiczny. To pewnie trutka,  ale może co innego…  Czytaj dalej „Piwnica”

Kuferek z wikliny

To miłe. To naprawdę miłe. Te pieniądze spadły mi jak z nieba. Pół okrągłej, ślicznej banieczki! Niby to niedużo, jak na te czasy, ale w końcu też coś. Już myślałam, że ten wierszyk przeleży się gdzieś w redakcji, bo: niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, a tu – bach! Telefon. Przekaz. Pieniądze.

Z czystym sumieniem kupuję kilo mandarynek, po jednym kiwi dla każdego, puszkę brzoskwiń, morszczuka – dla kota Kota, Czytaj dalej „Kuferek z wikliny”