dokąd zmierzasz
buciku bez pary
z zadartym dumnie noskiem
osamotniony
nadrabiasz miną Czytaj dalej „O buciku bez pary”
Podróże 55+, codzienność – dawniej i dziś, sprawy i szczegóły
dokąd zmierzasz
buciku bez pary
z zadartym dumnie noskiem
osamotniony
nadrabiasz miną Czytaj dalej „O buciku bez pary”
Wrzesień 2013
1 września: Gruzja przez szybkę
To początek roku szkolnego. Uff! Co za ulga. Mnie już to nie dotyczy. Jestem wreszcie wolnym człowiekiem i mogę brać urlop również wtedy, gdy trwa rok szkolny, a więc na przykład we wrześniu.
Lecimy Wizzarem do Gruzji. Ludka i Walec z nami. W samolocie przestawiamy zegarki o dwie godziny do przodu. Wszyscy jesteśmy mocno podekscytowani. Co nas czeka w tym kraju – tyleż egzotycznym i pociągającym, co dziwnym, tajemniczym a może i niebezpiecznym? Viktor Domukchovski i jego żona Rusudan wielokrotnie opowiadali nam o Gruzji, ale uprzedzali, że z odwiedzinami lepiej chyba poczekać na lepszy czas. Poczekaliśmy. Może trochę zbyt długo. Teraz jedziemy na grób Viktora i po to, by zobaczyć jego kraj. Czytaj dalej „Dziennik podróży do Gruzji. Dzień pierwszy. Dzień drugi”
Dokoła fruwają złote płatki. Siedzę na poręczy fotela. Bujam się trochę – do przodu, do tyłu, do przodu, do tyłu… Przez skośne okno w suficie (a może to ściana) patrzę w niebo. Mrużę oczy. Płatki latają, wirują, spadają. Drżą jak dźwięki na strunach gitary. Niebo za oknem błękitnieje. Oczy napełniają się łzami. To od patrzenia w jasność prześwietloną słońcem. Wykrochmalona pościel jest śnieżnobiała. Odmłodzona błękitną farbką a potem rozpostarta na sznurach chrzęści nad głową i pachnie wiatrem. Delikatnie faluje. Trzeba zbliżyć policzek do prześcieradła lub olbrzymiej, podwójnej koperty na kołdrę… Czytaj dalej „Strych”
A może by tak jakiś wiersz
że deszcz
że wiatr
podwórze zamiata
że już koniec lata Czytaj dalej „Piosenka o Borowicach”
Podobno każdy prawdziwy mężczyzna musi służyć w wojsku. Mój mąż też tam wylądował. Trafił do tak zwanej Szkoły Oficerów Rezerwy w Jeleniej Górze, gdzie mu ogolono wspaniałe Kmicicowe wąsy, wbito w mundur i zaczęto ganiać po okolicznych wzgórzach. Ja wzięłam dziecko pod pachę i, jak prawdziwa Rzymianka, zainstalowałam się nie opodal, w małej, zakopanej w górach wioseczce, gdzie miałam wcale dogodną metę. Czytaj dalej „Borowice”
Jarosław Mikołajewski, Wiersze z kąpieli. Zilustrował Maciek Blaźniak. Warszawa 2014. Wyd. Literacki Egmont. Seria Wierszem napisane
Jarosław Mikołajewski – eseista, poeta, publicysta, tłumacz z języka włoskiego, dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie (w latach 2006 – 2012) – nie po raz pierwszy pokazuje, że znakomicie czuje się w bardzo specyficznej roli pisarza tworzącego dla dzieci. Po znakomitych, adresowanych do najmłodszych, przekładach z literatury włoskiej (na szczególną uwagę zasługują tłumaczenia twórczości Rodariego i spolszczona wersja Pinokia) i kilku książkach dla dzieci napisanych prozą, przyszła pora na tomik wierszy.
Za lasem, Zalesiem
piosenka się niesie,
piosenka – kruszynka
dla Wojtka, dla synka. Czytaj dalej „Kołysanka dla Wojtka”
Maria Marjańska-Czernik, Nic. Ilustrowała Krystyna Lipka – Sztarbałło. Warszawa 2008. Wydawnictwo Piotra Marciszuka „Stentor” (KORA)
„Kiedy wymawiam słowo „Nic”/ stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie”- napisała Wisława Szymborska w wierszu „Trzy słowa najdziwniejsze”, natomiast Maria Marjańska-Czernik, która poetką nie jest, ale jest pisarką, tłumaczką i znawczynią nie tylko książki, ale i, najwyraźniej, psychiki dziecięcej, usiadła i – razem z ilustratorką – Krystyną Lipką-Sztarbałło stworzyła „Nic”. Taki właśnie tytuł nosi pięknie wydana, adresowana do przedszkolaków i uczniów najmłodszych klas, książka tego tandemu autorek.
Wiele lat temu, zanim przesiedliśmy się na bardziej luksusowe jachty, pływaliśmy maleńkimi orionami. Była to konstrukcja niemiecka. Jacht bardzo funkcjonalny, przyjazny. Czuło się bliskość wody, do której z burty można było sięgnąć ręką. No ale miał swoje wady. Korba od miecza umieszczona w kokpicie, zaraz przy zejściówce, zostawiała paskudny ślad w postaci siniaków na wszystkich żeglarskich łydkach; nie sposób się było z nią choć raz boleśnie nie zderzyć. Żeby wybrać miecz trzeba się było porządnie zaprzeć i obrócić korbą 24 razy. Stawianie i kładzenie masztu wymagało zręczności i uwagi. Krzyżak, na którym opierano leżący maszt, trzeba było na wszelki wypadek przytrzymywać, bo lubił się przewracać a wtedy, wtedy… No – mogły się zdarzyć kłopoty. Czytaj dalej „A PAMIĘTACIE, jak po raz pierwszy zapaliliśmy lampki na jeziorze?”
Małgorzata Strękowska–Zaremba, Złodzieje snów. Ilustrowała Marta Kurczewska, (Warszawa 2008), Nasza Księgarnia.
Na jednym ze spotkań autorskich Małgorzata Strękowska-Zaremba wyznała, że Złodzieje snów to książka, która powstała ze złości, z bezsilnej złości na dorosłych, którzy nie widzą cierpienia dzieci.
Rodzice rozstają się w gniewie. Świat się wali. Ból i strach jest wszechobecny. Odczuwają go przedmioty – wyrzucony z wściekłością talerz taty, chwiejący się ze zdziwienia kosz na śmieci. Dwoje dzieci nie wie, co robić. Dziewczynka nie może spać. Nie ma na to rady. Nie pomaga nic. Nawet wizyty taty. Pewnie dlatego, że są zbyt pospieszne. Braciszek próbuje znaleźć informację i radę w Internecie… Wydaje mu się, że ją znalazł i zabiera Małą w podróż, której rezultatem ma być odzyskanie utraconych snów. Dzieci spotykają po drodze inne dziecko, również nieszczęśliwe i samotne – od zawsze.