Uchwycić Marzenie
nazwać je
namalować
wstawić w ramy działania Czytaj dalej „Marzenie”
Październik 2018
Przed nami kolejny dzień… Serdecznie pożegnaliśmy się z młodymi, przejętymi swą rolą gospodarzami. Ich hotel o dźwięcznej nazwie Balfira (jak się okazało, nazwa była jednocześnie imieniem najmłodszej córeczki) pozostanie w pamięci jako symbol uzbeckiej, hotelarskiej malowniczości…
Po śniadaniu ruszyliśmy do dwóch aut, mających nas powieźć do Samarkandy. Tereny pustynne. Droga, nie ma co kryć, monotonna… Ale i podczas monotonnej drogi zdarzają się niespodzianki! Parę razy stawaliśmy dla rozprostowania nóg, no i raz, w czasie krótkiego postoju, zaskoczył nas (i zachwycił) niezwykle malowniczy obrazek… Czytaj dalej „Droga do Samarkandy – podróż przez pustynię i góry, czyli wyprawy do Uzbekistanu część dwunasta”
Biały obrus? Jest! Cztery porcelanowe talerze? Tak. Już stawiamy je na stole. Tata przyjdzie dziś jeszcze później niż zwykle (jedzie do drugiej pracy, na sam koniec miasta), więc jego talerz (piąty) będzie na razie stać sobie z boku. Trudno. Musi, niestety, świętować coś (nie wiadomo, co) osobno. Czytaj dalej „Święto mandarynki”
Poranne zetknięcie z Bucharą w słońcu było co najmniej tak samo poruszające jak pierwszy, niezwykły wieczór w Bucharze pod księżycem…
Gdy zbliżyliśmy się do historycznego centrum (mijając po drodze wykopki i krzywe chodniki, zamieniające się na naszych oczach w chodniki proste – za sprawą licznych ekip robotniczych, działających w lekkim popłochu i nie zawsze składnie…), usłyszeliśmy donośne dźwięki muzyki, brzmiącej dla europejskiego ucha dość egzotycznie.
Czytaj dalej „Buchara świętuje, czyli wyprawy do Uzbekistanu część dziesiąta”
Z tymi zwierzakami to jednak ciągle są kłopoty… Moje chomiki mają zwyczaj wyłazić z akwarium. Nie starcza im to, że je wyjmuję, głaszczę i biorę na kolana. One koniecznie muszą same! Gramolą się po kołowrotku, który jakoś blokują i on przestaje się kręcić. Bardzo są sprytne. Czytaj dalej „Biedne chomiczęta (opowieść Naszej Jedynej Córeczki)”
Otóż w czasach, kiedy jeszcze północnych jezior nie zasypano, zdarzały się rejsy, kiedy to pływało się na przykład po Mamrach. Na jednym z takich rejsów (na Mamrach właśnie) trafiła się bolesna flauta. Koło siebie znalazły się cztery łódki, a na nich sami mężczyźni z dziećmi (w różnym wieku). Co robią mężczyźni, gdy na jeziorze dopada ich flauta? Otóż jest tajemnicą Poliszynela, że robią coś bardzo niedozwolonego… Wyciągają mianowicie z bakisty jakąś butelczynę. Bardzo Duży Wojtek wydobył wówczas bardzo słodką gorzką żołądkową. Żagle wiszą, wilki morskie popijają słodką gorzką, dzieci pod pokładem grają w karty, słońce świeci, na niebie ani jednej chmurki. Bolesny błękit nie daje wielkiej nadziei na zmianę.
Słońce odmienia życie!
Chiwa przywitała nas pięknym słońcem i od razu wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki! To, co wczoraj było szaro-bure, dziś, w bystrym (jak mawiają górale) słońcu, prezentowało się cudnie.
Pokręciliśmy się więc po starówce, która wydała nam się teraz światem z bajki. Mieszkaliśmy wszak na terenie kompleksu architektonicznego Iczan Kala, od 1990 roku znajdującego się na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Czytaj dalej „Chiwa w słońcu, czyli wyprawy do Uzbekistanu część ósma”
Przed nami Chiwa! Z samolotu przesiedliśmy się do samochodów, które, na naszą mejlową prośbę, wysłał po nas właściciel hostelu. Należało przebyć nieco ponad 40 km, czyli niewiele. Do Chiwy musieliśmy się przedostać z miasta Urgencz, jednego z większych miast w południowo-środkowej części Uzbekistanu (liczy ok. 126 tys. mieszkańców). Właśnie tam urodziła się niezwykła, promienna gwiazda piosenki Anna German (potem, już w Samarkandzie, spotkaliśmy jej wielbicielki; mówiły o niej z zachwytem). Czytaj dalej „Pierwszy dzień w Chiwie, czyli wspomnień z Uzbekistanu część siódma”