Rumunia we wrześniu – część trzecia. Sighişoara. Przejazd przez  transylwańskie wsie i Karpaty Wschodnie. Nocleg w górach. Dojazd do Tulczy (ujście Dunaju) – jesteśmy u celu.

 

     Zamierzaliśmy wyruszyć w drogę możliwie wcześnie, czyli zaraz po szybkim prysznicu w niedomykającej się łazience i po śniadaniu. Gospodarz miał nam  przynieść zamówione poprzedniego wieczora wino, ale, niestety, pokręcił się i gdzieś przepadł. Nie mogliśmy przedłużać oczekiwania. Perspektywa długiej trasy nie pozwalała na takie fanaberie.

      Ruszyliśmy w stronę Tulczy nad Dunajem, gdzie poprzedniego wieczora dotarli już nasi współtowarzysze. Zarezerwowali nam nocleg w hotelu, zapewniając, że tym razem na pewno nie będzie kłopotów z trafieniem…

       Bardzo nastawałam na to, by zrobić przerwę w podróży w Sighişoarze, mieście, które utkwiło nam w pamięci z poprzedniego rumuńskiego wyjazdu. Czytaj dalej „Rumunia we wrześniu – część trzecia. Sighişoara. Przejazd przez  transylwańskie wsie i Karpaty Wschodnie. Nocleg w górach. Dojazd do Tulczy (ujście Dunaju) – jesteśmy u celu.”

Kot o imieniu Kot (czyli latająca niańka) – z cyklu „Opowiadania Jedynej Córeczki”

 

           Oprócz Starszego Brata mam też od niedawna Małego Braciszka, ale on się na razie tak bardzo nie liczy, bo, jeśli go mama akurat nie karmi, to leży w łóżeczku i śpi, czasem mu tylko zmieniam pieluszkę, kiedy do mamy przychodzi Uczeń.

                 Mam też kota o imieniu Kot. Próbowaliśmy ze Starszym Bratem nadać mu jakieś inne imię, ale żadne nie chciało się przyjąć. Jak wołaliśmy Tycia!,  to mama wołała Kocica, Kot! Kot szedł do mamy… Jak wołaliśmy Puma!, to tata wołał: Hej, Kot, ty zbóju, pójdź sam! Kot zaraz leciał do taty… Czytaj dalej „Kot o imieniu Kot (czyli latająca niańka) – z cyklu „Opowiadania Jedynej Córeczki””

Droga do Samarkandy – podróż przez pustynię i góry, czyli wyprawy do Uzbekistanu część dwunasta

Październik 2018

           Przed nami kolejny dzień… Serdecznie pożegnaliśmy się z młodymi, przejętymi swą rolą gospodarzami. Ich hotel o dźwięcznej nazwie Balfira (jak się okazało, nazwa była jednocześnie imieniem najmłodszej córeczki) pozostanie w pamięci jako symbol uzbeckiej, hotelarskiej malowniczości…

        Po śniadaniu ruszyliśmy do dwóch aut, mających nas powieźć do Samarkandy. Tereny pustynne. Droga, nie ma co kryć, monotonna… Ale i podczas monotonnej drogi zdarzają się niespodzianki! Parę razy stawaliśmy dla rozprostowania nóg, no i raz, w czasie krótkiego postoju,  zaskoczył nas (i zachwycił) niezwykle malowniczy obrazek… Czytaj dalej „Droga do Samarkandy – podróż przez pustynię i góry, czyli wyprawy do Uzbekistanu część dwunasta”