Miłość jak drzewo

 

Angela Nanetti, Mój dziadek był drzewem czereśniowym. Przełożyli Jarosław Mikołajewski i Magdalena Mikołajewska, „Nasza Księgarnia”. (Warszawa 2007)

            Są książki, które chwytają za gardło. Taka właśnie jest powieść włoskiej pisarki, Angeli Nanetti Mój dziadek był drzewem czereśniowym. Mówi o mocy miłości do natury i o sile więzi istniejącej wśród ludzi różnych pokoleń, o działaniu i o potędze dziecięcej determinacji. To również wielka pochwała zrozumienia i prawdy.

Jej główny bohater – mały Antoś jest bardzo przywiązany do swoich mieszkających na wsi dziadków. Są zupełnie inni niż typowo mieszczańska (ściślej – drobnomieszczańska) para dziadków miejskich, zajętych głównie swoim pieskiem i przestrzeganiem konwenansów. Dla chłopca babcia Todzia i dziadek Oktawian są zachwycający i niezwykli. Babcia Todzia: (…) ręce miała takie, jak dwie razem babci Antoniny. Nie mówiąc już o piersiach! Babcia Teodora miała dwa wielkie i miękkie pagórki. Kiedy mnie brała na ręce i przytulała, myślałem, że zatapiam się w puchowej poduszce, i miałem ochotę zostać tam na zawsze. (…) jej zapach, nie przypominał smrodliwych perfum babci Antoniny, ale zapach mamy, kiedy wychodziła z kąpieli. Babcia mówiła, że to zapach mydła i że robiła je sama w domu według tajemnego przepisu, który kiedyś dała jej czarownica a ja jej wierzyłem. Babcia tak bardzo różniła się od wszystkich kobiet, że uwierzyłbym wtedy we wszystko. Babcia Todzia to dla Antosia nie tylko źródło zachwytu i przedmiot chłopięcej adoracji. To od niej dowiaduje się, że miłość do natury może iść w parze z rozumieniem jej, okrutnych niekiedy, praw (miłość do zwierząt, zwłaszcza do wszelkiego drobiu, nie przeszkadzała jej w tym, by  zręcznym ruchem uśmiercać kury; wszak zamierzała ugotować z nich rosół… Cóż, takie są prawa natury. Ciach i… po wszystkim!). Śmierć ukochanej babci to dla chłopca przejście dramatyczne. Na szczęście dziadek, sam nieskończenie smutny po odejściu żony, jako jedyny potrafi jakoś pocieszyć wnuka. Aby choć trochę utulić wspólny im obu żal, no i pokazać, że życie toczy się nadal, zabiera wnuka na wakacje, które dla dziecka stają się pasmem fantastycznych przeżyć, związanych przede wszystkim z poczuciem całkowitej swobody. Chłopczyk uczy się od dziadka głębokiej miłości do natury. Jej symbolem staje się drzewo czereśniowe, zasadzone na pamiątkę narodzin mamy Antosia. Drzewo, jako żywa istota, nosi indywidualne imię. To Felicjan. Jest dla dziadka i jego bliskich symbolem miłości i więzi. Malec słucha oddechu drzewa, świetnie wyczuwa chropowatość kory, potrafi się po nim wspinać bez lęku. Dzięki dziadkowi dowiaduje się, jaki jest smak nieskrępowanej zabawy i dającego radość poczucia zespolenia z naturą. Jeszcze tego nie rozumie, ale czuje całą swoją istotą, że obowiązkiem prawdziwego człowieka jest walka w obronie tego wszystkiego a także nadwątlonych więzi rodzinnych, głębokich uczuć, których nie należy mylić z powierzchownymi emocjami (w tle rozgrywa się małżeński dramat jego, coraz bardziej sobie obcych, rodziców). Dziecko podejmuje taką walkę. Wspina się na drzewo i zwinnie ucieka przed chcącymi go stamtąd zdjąć strażakami. Broni drzewa, swego tętniącego życiem przyjaciela. Nacierają nań ogromne koparki – bezduszne, potężne, przerażając, choć jednocześnie na swój sposób fascynujące…. Tak to odczuwa chłopiec.  Wrażliwy i dzielny dziadek Oktawian nie jest w stanie przeżyć zagrożenia ukochanego Felicjana. Na skutek stresu  najpierw ciężko choruje, a potem  traci zmysły i umiera (w domu bez kolorów czyli w klinice psychiatrycznej). Jego córka (mama Antosia) bezskutecznie walczy w sądach o prawo do ziemi i wspomnień. Dopiero pełen determinacji czyn chłopca sprawia, że urzędnicy (w strachu przed oskarżeniem o narażenie życia dziecka) postanawiają zmienić plany i znaleźć inne rozwiązanie. Malec uratował nie tylko drzewo i wspomnienia, ale i związek rodziców, którzy w chwili ostatecznej próby, przeżywając lęk o synka, potrafili znów stanąć przy sobie ramię w ramię i, odnajdując miłość – zagubioną gdzieś w codziennej bieganinie – zbudować na nowo swój związek.

            Książka Angeli Nanetti pisana jest z pozycji dziecka. Bohater to zarazem narrator, opowiadający o sytuacjach i przeżyciach związanych z dziadkami,  drzewem Felicjanem, z rodzicami. Narracja jest na pierwszy rzut oka prosta, ale widoczne są w niej celowe, choć drobne (dlatego nie utrudniają one młodemu czytelnikowi rozumienia całości)  zachwiania chronologii, które oddają niestabilny stan psychiki bohatera, głęboko przeżywającego wszystkie wydarzenia. Wiele tu dramatyzmu, sporo nieuchwytnej poezji (znakomity przekład!), trochę zabawnych sytuacji (np. gdy dziadek Oktawian, ku przerażeniu swej córki, przyrządza wnuczkowi kogel-mogel… z winem albo, narażając się na kąśliwe uwagi miejskich dziadków, zajeżdża pod dom córki i zięcia swą rozklekotana, dostawczą ciężarówką) i dużo, dużo smutku. Ten smutek jednak nie odpycha, lecz przyciąga i fascynuje. Sprawia, że czytelnik podąża śladami głębokich uczuć i  silnych emocji zawartych w historii Antosia i jego bliskich nie tylko z ciekawością, ale i z wewnętrznym skupieniem, zaangażowaniem. Może dlatego, że jest to opowieść nie tylko o głębokich więziach międzypokoleniowych, ale i o zagrożeniach (czyżby nieuchronnych?), które niesie współczesny świat, pędzący przed siebie – bez czasu na refleksję i uwagę w dostrzeganiu  spraw, które można uznać za esencję życia, za sprawy najważniejsze.  A za nimi, mniej lub bardziej świadomie, tęsknią chyba wszyscy – bez względu na wiek.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.