Samolot z różowymi piętami…

 

Paweł Beręsewicz, Czemu tata siedzi w garnku. Łódź 2021. Ilustracje: Asia Gwis. Wydawnictwo Literatura.

 

            Oglądanie albumów to dziś rzadkość. Zastępują je barwne fotki automatycznie i precyzyjnie posegregowane w chmurze. Jednak to właśnie album jest miejscem, gdzie mieszka nadszarpnięta czasem przeszłość, postrzępiona na brzegach, wyblakła, niedoskonała, nie zawsze (bo w pośpiechu) sensownie ułożona, czasem pozbawiona jakiegoś elementu (zdjęcia, czy opisu), który został zabrany na chwilę i nigdy nie wrócił na miejsce, sprawiając niekiedy, że przez ten brak prześwituje Tajemnica…

       Ale albumy i historie rodzinne bywają na dłuższą metę nużące. Jednak w wydaniu doświadczonego pisarza, autora mnóstwa eleganckich, mądrych i  – często – zabawnych książek, Pawła Beręsewicza historie rodzinne nie dość, że ani przez moment nużące nie są, to jeszcze wywołują sporo śmiechu i uśmiechu, dużo zdziwienia, prowokują pytania, zapraszają do zabawy i wprawiają w ruch wyobraźnię. No i jeszcze niosą w sobie promienną aurę szczęśliwego dzieciństwa, w którym, co prawda, trzeba niekiedy iść na kompromisy (na przykład, gdy marzenie o  zabawie w błotnistej kałuży musi ustąpić grzecznemu grzebaniu patyczkiem w błotku…), ale też można, mimo rozmaitych niedogodności, zachować pewność, że ogólnie nie jest źle…

        Autor wymyśla Dziadka, utalentowanego opowiadacza (czyni go narratorem), ciekawskiego Wnuka, umiejącego patrzeć i pytać oraz sytuację fabularną, kiedy to dziadek ogląda z wnukiem rodzinny album i, odpowiadając na pytania, snuje kolejne historie z życia rodziny.

         Całość została podzielona na dwadzieścia cztery opowiadania, których tytułami są dziecięce pytania, odnotowujące dziwność jakieś sytuacji zauważonej na zdjęciu (Dziadek, a dlaczego Tata siedzi w garnku?, …a czemu tata ma samą głowę?, …a czemu tata jest złożony na pół?). Do wszystkich pytań  dołączono (zamiast zdjęcia) zabawne ilustracje. Ich autorką jest Asia Gwis, która dobrze utrafiła w klimat całości. Ilustracje (zdecydowana kreska tworzona kredką) są skrótowe, czytelne dla dziecka i bardzo zabawne.

        Po każdym pytaniu mamy krótki dialog wnuka i dziadka. Dialog ten nie jest tylko kompozycyjnym chwytem. Pełni ważne funkcje. Ma zaciekawić (wnuczka i… czytelnika), uściślić tytułowe pytanie, czy wreszcie zainspirować myślenie, wskazując, że to, co dziwne może być jeszcze dziwniejsze (– Dziadek, a czemu tata ma samą głowę? – A może raczej twój tata gdzieś poszedł i tylko głowa została. – To czym by wymyślił, jak wrócić?…).

         Po wprowadzającym dialogu następuje zdanie: No właśnie. A to ciekawa historia…, a potem… Potem zaczynają się prawdziwe popisy Dziadka, opowiadacza a zarazem wesołka. Jest on postacią barwną i ciekawą: ma dystans do siebie, ale czasem potrafi wykreować się na super bohatera (stoczył bitwę z groźną rybą piłą!). Ma bujną wyobraźnię, której używa, nie tylko, by zadziwić wnuka, ale i po to, by sprowokować go do reakcji, a czasem trochę przestraszyć. Potrafi znakomicie snuć opowieści, sprawiając, że kraina dzieciństwa (czyli KML – Kraj Małych Ludzi, dokąd nie ma powrotu) jawi się jako obszar przygody, nieustającej aktywności i nieskrępowanej radości,  gdzie dziecko ma prawo do ciekawości, a co za tym idzie –  nieustającego eksperymentowania i badania rzeczywistości. To staje się źródłem świetnej zabawy, w którą tylko czasem wkraczają rodzice, zachowując jednak umiar w temperowaniu zapędów pierworodnego. Więcej – czasem potrafią całkiem umiejętnie wejść w jego świat (na przykład reagując, gdy Tata postanawia dowiedzieć się, jak to jest być kapustą…). Bywają też roztargnieni (co prowadzi do zabawnych konsekwencji, gdy, na przykład, sprawdzają, czy synek nie połknął zagubionych kluczyków do auta), czasem nazbyt ochoczo stają po stronie własnego dziecka (co niekiedy staje się źródłem moralnych dylematów). Po prostu są  kochającymi rodzicami i dobrymi ludźmi. Bo w KML – w wersji Pawła Beręsewicza – jest również miejsce dla empatycznych dorosłych, którzy traktują dziecko ze zrozumieniem i szacunkiem.

                  Opowiadania są nieodparcie zabawne (dla odbiorcy w każdym wieku), bo Paweł Beręsewicz znakomicie operuje komizmem. Jego źródłem bywają przedstawiane sytuacje, gdzie częstym zabiegiem jest przypisywanie działaniom malutkich bohaterów motywów dorosłego człowieka (gdy na przykład Tata rozsypuje i miesza produkty w kuchni, żeby, jak twierdzi narrator, odwdzięczyć się rodzicom i ugotować im obiad) oraz język. Wszyscy bohaterowie wysławiają się nadzwyczaj kulturalnie i elegancko, co w zestawieniu z ich bardziej niż małoletnim wiekiem musi wywołać efekt komiczny. Autor pozwala sobie też  na gry z językiem, wykorzystując je do budowania zabawnych point.

             Opowiadania Pawła Beręsewicza sprawiają, że ma się ochotę sięgnąć na półkę po jakiś nadgryziony zębem czasu album. Wzruszają też pewnością, wyłaniającą się z całości: możliwe jest  porozumienie między pokoleniami, jeśli ludzi w różnym wieku łączy silna więź. Dziadek potrafi sprawić, że wnuczek zamarzy, by, jak  tata, stać się na chwilę samolotem z różowymi piętami… I choć marzenie spełnić się nie może, bo dziadka, z racji wieku, dotknęła awaria silnika i lot do góry nie jest możliwy, to głębokie porozumienie, bliskość i miłość są możliwe. To jest piękne i dobre…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.