Pokój przejściowy

 

 

            Pokój przejściowy jest podłużny. Nikt w nim nie mieszka, no bo pokój przejściowy służy do przechodzenia. Albo do jeżdżenia na czerwonym rowerze. Głównym meblem jest tu wielki, dębowy kredens. Prawdziwy brzuchacz. Połknął porcelanowe talerze, miski i sosjerki. Rodzice dostali je w prezencie ślubnym od swoich przyjaciół. Brzeg każdego naczynia ze  śnieżnobiałej porcelany ozdobiono subtelnym i eleganckim, geometrycznym, greckim wzorem w kolorze srebra. Lubię otwierać szuflady i szufladki, a także wszelkie drzwiczki kredensu (co, oprócz porcelanowego serwisu, w nich było?? Pamięć nie chce jakoś podpowiedzieć. Zaraz, zaraz… Ach tak! Figurka alabastrowej tancerki, którą w tajemnicy przed rodzicami zaniosłyśmy z siostrą do Desy, żeby mieć na kupno adaptera Bambino… Co było jeszcze? Nie wiem, nie wiem…).

                   Kredens rozparł się na znacznej części ściany. W kącie tkwi jakaś sofa (ciemnozielona? Rdzawa? Ciemnopopielata? Żebym to ja wiedziała…). Ale chyba nikt nigdy na niej nie siada. Babcia odkłada tu przyniesioną ze strychu, świeżo wysuszoną, pachnącą wiatrem pościel.

            W pokoju przejściowym, który jest podłużny i niemal pusty odbywa się przeciąganie pościeli. Tata trzyma z jednej strony rogi prześcieradła (lub wielkiej koperty na kołdrę), mamusia trzyma – z drugiej.

– Raaaz-dwa! Raaaz-dwa! – Ciągną do siebie, po skosie, na przemian.

– Raaaz-dwa! Raaaz-dwa! – Prześcieradło hałasuje wesoło. Mamusia się śmieje. Żółta sukienka tańczy wokół  zgrabnych nóg o cieniutkich, dziewczęcych kostkach. Wskakuję pod prześcieradło. Teraz ponad głową mam furkoczące, białe niebo ze zwariowanym, roztańczonym wiatrem!

– Raaaz-dwa! Raaaz-dwa! – Tata liczy rytmicznie. Potem oboje zmieniają niespodziewanie kierunek ruchu. Energicznie potrząsają prześcieradłem (a może kopertą) z góry na dół, z góry na dół.

– Raz–dwa–trzy–cztery!

– Raz–dwa–trzy–cztery!

      Siedzę na podłodze oszołomiona. Prześcieradło trzepie mnie po głowie. Wyciągam do góry ręce. Chcę się trochę osłonić, ale jeszcze bardziej –  dotknąć przyjemnie chropowatej, wykrochmalonej powierzchni mojego nieba. Rodzice zbliżają się do siebie, by złożyć prześcieradło. Ale przedtem zagarniają mnie na krótką chwilę, robiąc ze mnie białego, płóciennego bałwanka. Mamusia się śmieje na głos. Tacie śmieją się oczy. Stoimy przez chwilę przytuleni. W końcu przeciągnięte i porządnie złożone prześcieradło bezpiecznie ląduje na sofie.

            W pokoju przejściowym jest chłodno. Nie ogrzewa się go, bo przecież i tak służy tylko do przechodzenia. Szczyt pokoju przejściowego zdobią  smukłe, przeszklone u góry drzwi do gabinetu, zza których często dobiega dźwięk fortepianu (moja siostra ćwiczy gamy albo tata gra fugi Bacha). Na drugim końcu widać skromne, drewniane drzwi pomalowane olejną, białą farbą (obłazi trochę na framugach). Prowadzą do długiego, wąskiego korytarzyka. To stamtąd wchodzi się do łazienki, toalety i komórki, a także do pokoju dziecięcego. Zimą wędrujemy z siostrą przez pokój przejściowy i korytarzyk  opatulone w zimowe okrycia, bo w pokoju dziecinnym i u dziadków (czyli po drugiej stronie mieszkania) jest porządnie napalone. Tu zaś bywa naprawdę zimno… Dziadek mówi: zimno tu jak w psiarni.

             Co zrobić? Pokój przejściowy jest po prostu pokojem przejściowym. I tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.